środa, 14 lutego 2018

Troszkę chińszczyzny

Mam ferie.
Dwa tygodnie wolnego nicnierobienia.
Dwa tygodnie, które kłują w ślepia etatowych malkontentów Rzeczypospolitej, albo zwyczajnych wsiowych głupków.
To, tak na marginesie dodam, że dostanę jeszcze "trzynastkę".
Kasa przyda się w nowym roku.
Nie, nie w tym "naszym", tylko w lunarnym.
Regularnie obchodzę nastanie roku lunarnego. Lubię to święto. Połączone jest ze Świętem Wiosny i jakoś tak bardziej optymistyczne od "naszego".
Dla mnie pierwszego stycznia, to środek zimy. Ciemno, pluchowato, ostatnio bez śniegu...fuj.
A w lutym, dzień dłuższy, wcześniej robi się jasno i poczuć można, że już, że za chwilkę nastanie marzec i wiosna.
W tym tygodniu czeka nas Święto Wiosny - 15 lutego i Nowy Rok, dzień później.
Mieszkanko czyściutkie, pachnące, bez pajęczyn, czeka na nowe :)
Ja też czekam, podobnie jak wszyscy Chińczycy tego świata.
Nie wszystkie tradycje lunarnego święta przeniosłam na grunt rodzimy, ale mandarynek - symbolu dostatku i dóbr materialnych u mnie nie zabraknie. Pierożki naszykowane, czerwone koperty z wsadem też się znajdą.
Nadchodzący rok będzie moim rokiem, rokiem Psa.
I szkoda tylko, że nie będzie w Krakowie uroczystej gali noworocznej, którą  organizował Instytut Konfucjusza. Świętowanie będzie ciut mniej kolorowe.

新年快乐, dla całego Świata. 新年快乐!






Obrazky by Google