Jesień idzie. Wielkimi krokami się zbliża. Moja ulubiona pora roku. Ale to też pora spadków odporności, katarów i przeziębień.
Z tą odpornością, to bywa różnie. Mój organizm ma poważnie zaniżoną odporność na głupotę ludzką i bezczelność, niezależnie od pory roku. Staram się zatem nie oglądać wiadomości w nadmiarze, aby nie daj boże, nie pojawiły się u mnie jakieś skomplikowane komplikacje i skażenie mózgu.
Ale lekkiego niedomagania, niestety wykluczyć nie mogę.
A koty jak dzieci, jedno ma infekcję, zaraz cała reszta zasmarkana.
Buńkę dopadł koci katar. Jako kot schroniskowy, niestety jest nosicielką wirusa tej choroby. A teraz się gad ujawnił w pełnej krasie, doprowadzając Buńkę do kichania, pokasływania i strumieni łez z oczu płynących...Jakby nie to, że bardzo mi jej szkoda, to miałabym bekę, że wydaje dźwięki jak Darth Vader.
Nasza Pani Vet, osłuchała, opukała, w oczy zajrzała i trzy zastrzyki w doopsko wpakowała.
Kuracja potrwa tydzień, może półtora. Będę podawać leki w domu, do paszczy. Hehehe, mam nadzieję,że nie skończy się to dla mnie chirurgiem :)
Pozostałe stfory uodparniamy szczepionką. Mam nadzieję, że po tej szczepionce nie dostaną autyzmu, albo jakiego innego parcha, bo zostanie mi tylko na 3 "zdrowaśki" wsadzić do piekarnika :D
Słonecznej, złotej polskiej niedzieli życzymy kolektywnie.
Zasmarkana Buńka
Chłopaki jeszcze spokojne, bo nie wiedzą co to szczepionka :)
Tadzio obserwuje jak przygotowuję lekarstwo dla Buńki
Focie : handmade