niedziela, 17 listopada 2019

Pęd codzienny i kocie dzieci

Jak zwykle zarobionam na maxa. Pracuję, pracuję, a tu tymczasem piękna złota jesień trwa. Jak miło, że jesień, tylko temperatury takie jakieś wysokawe i nie bardzo się potrafię w tej aurze znaleźć. Znudziło mi się ubieranie "na cebulkę"i tachanie szalików i rękawiczek po torebkach.
Wskoczyłabym już chętnie w zimową kurtkę i cieplejsze buty. Mój organizm już nadaje na fali zimy i opadów śniegu. Zawsze tak mam, to znaczy taki zegar biologiczny mam.
W domu wariactwo. Życie pomiędzy wyjazdami i powrotami mężczyzny mojego życia i wychowywanie, a w zasadzie balansowanie na granicy wychowania dwójki prawie rocznych kotów...
Survival i armagedon, to dobre określenia dla działalności chłopaków. Moi koci nestorzy starają się młodzież trzymać w ryzach, ale też im nie bardzo wychodzi.
Maluchy, to koty towarzyszące. Towarzyszą mi w każdej wykonywanej czynności, od towarzyszenia w łazience, poprzez sprzątanie do gotowania i pracę papierkową. W kuchni nie straszna in cebula i czosnek. Gdy kroję cebulę, cała zapłakana, te dwa bąki nie uronią ani łezki...Wszystko chcą sprawdzić, wszystkiego chcą skosztować, wszędzie się pchają. Szafka z garnkami, pralka, kosz na bieliznę zostały zeksplorowane. Pawlacze nietknięte, ciekawa tylko jestem jak długo :)
A przecież przed nami strojenie choinki. Uchowa się, czy trzeba będzie zrobić podwieszaną ? Czas pokaże.
Zaraz zapinam Tadeusza w szeleczki i idziemy na spacer. Będziemy szurać w liściach i polować na gołębie.
Niedziela, niedzielunia...a od jutra znowu zarobiona będę.

Focie : handmade