Zbliża się 1 marca, dzień szczególny, bo poświęcony Żołnierzom Wyklętym.
Dzień wielkich bohaterów, którzy nie bacząc na okoliczności służyli ojczyźnie, i którym "ojczyzna" odpłaciła latami prześladowań, fikcyjnych procesów, tortur, mordów, pomówień i zniesławień.
Którym w dosłowny sposób odebrała życie, a ich rodzinom skreśliła perspektywy jakiejkolwiek, nawet "pseudonormalnej" egzystencji w komunistycznym państwie.
Jetem wdzięczna za niezłomną postawę Żołnierzy Wyklętych, za lwie serce i kręgosłup moralny, którego nie dało się złamać. Dziękuję za przykład postępowania.
Pamiętajmy, że Historia osądzi wszystkich. Jednym zwróci honor i szacunek, innych strąci z piedestałów.
Ja wierzę w Sprawiedliwość Dziejową, szkoda tylko, że jako Naród przysparzamy Jej niepotrzebnej pracy.
Linki : http://www.parafia-jozef.rzeszow.opoka.org.pl/zolnierze-wykleci.html
Dziękuję Yanooshowi Baranowi za udostępnienie dla potrzeb tego wpisu autorskich prac, wyróżnionych w Ogólnopolskim Konkursie Fotograficznym IPN-u " Żołnierze Wyklęci. Historia, która mnie porusza."
https://www.facebook.com/yanoosh.baran/media_set?set=a.555492557808076.1073741825.100000420095986&type=3
Świat, życie, zależności społeczne, współistnienie tu i teraz, widziane moimi oczami i przefiltrowane przez moje szare komórki. Mój subiektywny, czasem uszczypliwy a czasem bardzo dosadny pogląd na egzystencję, bliźnich, politykę, religię czy sztukę. Podobieństwa wszelakie do realiów i osób są przypadkowe, niezamierzone i fikcyjne. Zapraszam do myślenia.
niedziela, 28 lutego 2016
poniedziałek, 22 lutego 2016
Kar nawał z Kosieradzkim
„(…) Padamy tedy czasem w zasadzki
I złapie nie raz nas Kosieradzki (…)
I to jest niebywały błąd
Że Dali niedaleko stąd…”
Słowa piosenki Yanoosha Barana, tuż po prologu wykonanym przez Antoniego Krupę, bluesmana i dziennikarza muzycznego, otwarły 13 lutego w „Dali Lunch Cafe” trzeci już koncert z corocznej serii „Kar nawał z Kosieradzkim”. To była eksplozja, a później, jak u Hitchkocka, dynamika wzrastała. Znakomity skrzypek jazzowy Piotr Kosieradzki w więziennej czapce i przykutą do nogi stalową kulą (jak utrzymywał, został wypuszczony warunkowo na ten właśnie koncert), w niebanalny i dowcipny sposób witał kolejnych, zgromadzonych przez siebie muzyków. Na początek pięcioletni Oskar z towarzyszeniem zespołu Workaholic wykonał pieśń Czerwonych Gitar „Mały Miś”. Nadał poziom, któremu trudno było sprostać, więc do walki wkroczyły takie tuzy krakowskiej sceny jak Markowie… czyli Marek Michalak i Marek Stryszowski. Przygotowali grunt dla reszty, którym po przerwie było już łatwiej (poziom Oskarka wciąż publiczność miała w głowie). A wystąpili także: „Mgr Jazz Frieds” w składzie: Marek Batorski, Artur Ciborowski, Grzegorz Szydłak, Grzegorz Piećko. Później ponownie Yanoosh Baran, Joasia Ślusarczyk, Kuba Plamitzer. Solistom towarzyszył zespół Workaholic w składzie Jan Purchla (lider zespołu zaśpiewał również autorskie piosenki), Jarema Pogwizd (zastępując chorego Tomka Pachciarka, którego serdecznie pozdrawiamy), Karol Cudzich, Grzegorz Piećko. Choroba wykluczyła z koncertu Mag Balay i Leszka Mierzwę, bez których koncert był z pewnością uboższy, ale przynajmniej w przyszłym roku będzie można zachować progres. Bo w to, że będzie kolejny koncert, chyba nikt, ani publiczność, ani artyści, nie ma wątpliwości. Prawda Piotrze?..
Małgorzta Anita Baran
Yanoosh Baran
Dzięki uprzejmości "Dali Lunch Cafe"
http://www.daliclub.pl/
Zdjęcia :
Dorota Muniak
http://www.dorotamuniak.pl/
https://www.facebook.com/dorotamuniakfotografia/
Barbara Czopek
https://www.facebook.com/barbara.czopek.5/posts/495987450612475?pnref=story
Yanoosh Baran i Joanna Natalia Ślusarczyk
Piotr Kosieradzki
Marek Batorski i Grzegorz Piećko
Całość materiału : http://www.przeglad.ca/2016/02/kar-nawal-z-kosieradzkim/
Dla:
I złapie nie raz nas Kosieradzki (…)
I to jest niebywały błąd
Że Dali niedaleko stąd…”
Słowa piosenki Yanoosha Barana, tuż po prologu wykonanym przez Antoniego Krupę, bluesmana i dziennikarza muzycznego, otwarły 13 lutego w „Dali Lunch Cafe” trzeci już koncert z corocznej serii „Kar nawał z Kosieradzkim”. To była eksplozja, a później, jak u Hitchkocka, dynamika wzrastała. Znakomity skrzypek jazzowy Piotr Kosieradzki w więziennej czapce i przykutą do nogi stalową kulą (jak utrzymywał, został wypuszczony warunkowo na ten właśnie koncert), w niebanalny i dowcipny sposób witał kolejnych, zgromadzonych przez siebie muzyków. Na początek pięcioletni Oskar z towarzyszeniem zespołu Workaholic wykonał pieśń Czerwonych Gitar „Mały Miś”. Nadał poziom, któremu trudno było sprostać, więc do walki wkroczyły takie tuzy krakowskiej sceny jak Markowie… czyli Marek Michalak i Marek Stryszowski. Przygotowali grunt dla reszty, którym po przerwie było już łatwiej (poziom Oskarka wciąż publiczność miała w głowie). A wystąpili także: „Mgr Jazz Frieds” w składzie: Marek Batorski, Artur Ciborowski, Grzegorz Szydłak, Grzegorz Piećko. Później ponownie Yanoosh Baran, Joasia Ślusarczyk, Kuba Plamitzer. Solistom towarzyszył zespół Workaholic w składzie Jan Purchla (lider zespołu zaśpiewał również autorskie piosenki), Jarema Pogwizd (zastępując chorego Tomka Pachciarka, którego serdecznie pozdrawiamy), Karol Cudzich, Grzegorz Piećko. Choroba wykluczyła z koncertu Mag Balay i Leszka Mierzwę, bez których koncert był z pewnością uboższy, ale przynajmniej w przyszłym roku będzie można zachować progres. Bo w to, że będzie kolejny koncert, chyba nikt, ani publiczność, ani artyści, nie ma wątpliwości. Prawda Piotrze?..
Małgorzta Anita Baran
Yanoosh Baran
Dzięki uprzejmości "Dali Lunch Cafe"
http://www.daliclub.pl/
Zdjęcia :
Dorota Muniak
http://www.dorotamuniak.pl/
https://www.facebook.com/dorotamuniakfotografia/
Barbara Czopek
https://www.facebook.com/barbara.czopek.5/posts/495987450612475?pnref=story
Yanoosh Baran i Joanna Natalia Ślusarczyk
Piotr Kosieradzki
Marek Batorski i Grzegorz Piećko
Całość materiału : http://www.przeglad.ca/2016/02/kar-nawal-z-kosieradzkim/
Dla:
czwartek, 18 lutego 2016
... w prywatnych aktach nieboszczyka
Teczki, dokumenty, konfidenci, szpiedzy, tajni współpracownicy.
Buuu !!! Hańba !!! Na pohybel !!!
A ja mam tylko jedno pytanie. Ilu Polaków miało wystawione kenkarty po to, aby zbierać informacje o wrogu ?
A ci, którzy o stanie wojennym dowiedzieli się z ambony...cóż...
Lineczek : http://bravestvolunteers.com/wp-content/uploads/2014/01/TopSecret.jpg
Buuu !!! Hańba !!! Na pohybel !!!
A ja mam tylko jedno pytanie. Ilu Polaków miało wystawione kenkarty po to, aby zbierać informacje o wrogu ?
A ci, którzy o stanie wojennym dowiedzieli się z ambony...cóż...
Lineczek : http://bravestvolunteers.com/wp-content/uploads/2014/01/TopSecret.jpg
środa, 17 lutego 2016
Międzynarodowy Dzień Kota
Taka refleksja nad kotem, autorstwa Yanoosha Barana
Gdy cię przytłacza zbyt ciężka robota
Zrób sobie przerwę i przytul kota
Gdy zimno, mokro, plucha i słota
Pod koc, w foltelik i przytul kota
Gdy dreszcz gorączki po kątach cię miota
Do łóżka weź aspirynę i kota
Dzień kota dzisiaj, lecz pojmij kmiocie
Że lepiej, by wszystkie dni były kocie!
(Krk, 17.02.16)
I najserdeczniejsze życzenia minimum szesnastogodzinnego snu, pełnego brzuszka i bezpieczeństwa dla wszystkich Kotów w Galaktyce !
Przyniosłeś chrupki ?
A teraz pokażę Ci jęzor...
Z japońskim Neko
Jestem królem...
Leon w błękicie
Leon myśliciel
Yasiek i Bubunia
Gdy cię przytłacza zbyt ciężka robota
Zrób sobie przerwę i przytul kota
Gdy zimno, mokro, plucha i słota
Pod koc, w foltelik i przytul kota
Gdy dreszcz gorączki po kątach cię miota
Do łóżka weź aspirynę i kota
Dzień kota dzisiaj, lecz pojmij kmiocie
Że lepiej, by wszystkie dni były kocie!
(Krk, 17.02.16)
I najserdeczniejsze życzenia minimum szesnastogodzinnego snu, pełnego brzuszka i bezpieczeństwa dla wszystkich Kotów w Galaktyce !
Przyniosłeś chrupki ?
A teraz pokażę Ci jęzor...
Z japońskim Neko
Jestem królem...
Leon w błękicie
Leon myśliciel
Yasiek i Bubunia
piątek, 12 lutego 2016
Bibip, bibip, bibip
Bibip, bibip, bibip…
Zadźwięczało coś niczym niehappyendowe zakończenie snu.
Bibip, bibip, bibip…
Ręka po omacku zaczęła szukać bibczącego natręta.
- Jeszcze 10 minut – nie zdążyłam nawet pomyśleć do końca i ponownie zagłębiłam się w poranną nicość.
10 minut trwało 20, ale takie czasoprzestrzenne tricki na nikim z rodzaju ludzkiego nie robią większego wrażenia, chociaż samo uświadomienie sobie tego trwania, stawia nas zazwyczaj do pionu w trybie natychmiastowym.
Energiczne poderwanie się z mięciutkiego i cieplutkiego posłania wyrwało ze snu mojego kocura, który popatrzył na mnie wymownie i prawie powiedział:
- Nie możesz tego robić ciszej i spokojniej, pfff – i bezczelnie przewalił się na drugi bok, zasłaniając sobie oczy łapami, jakby przeczuwając rychłe zapalenie światła.
Nie cierpię mieć opóźnień, szczególnie takich porannych. Cały dzień potem nie mogę z niczym nadążyć i latam z jęzorem na brodzie jak przysłowiowy chart afgański. Na szczęście charta nie przypominam nic a nic, z czego jestem nawet zadowolona, bo nie wystają mi żebra. Chociaż, jak popatrzę na siebie krytycznym i chłodnym jak u ryby okiem w sieciówkowej przymierzalni, to w sumie mogłyby mi trochę wystawać…
- Zagęszczaj ruchy kobieto – brzdęknęło mi coś z tyłu czaszki.
Niezawodny sposób na okiełznanie porannego fryzurowego przyklepu na głowie, czyli suchy szampon poszedł w ruch. Woda i żel pod prysznic, krem na facjatę, trochę pudru, trochę tuszu, włosy w kok…uff, bliźni przeżyją dzisiejsze spotkanie ze mną.
Teoria porannego chaosu sobie, ale kawa musi być, żeby nie wiem co. A co do jedzenia ? Głowa z kokiem wetknęła się do lodówki.
- O! kabanosik – pełnia szczęścia.
O metrze, tramwaju czy innym busie aby dojechać do pracy nie było mowy. Na rower za zimno. Padło na taksówkę, która dojechała po mnie w ciągu pięciu minut.
I jeszcze pada, dobrze, że ta taksówka jest taka nieprzeciekająca. Jeśli podwiezie mnie do głównego wejścia redakcji, kok uratowany. Przecież nie mogę wyglądać jak zmokła kura.
Biurko zawalone wczorajszą, nieruszoną korespondencją.
- Dopust boży czy jak ? Co ja komu zrobiłam, że doba ma tylko 24 godziny ?
- Nie świruj kobieto, usiądź w końcu spokojnie na tej jak zwykle zbyt dużej części ciała i zabierz się do systematycznej roboty - ofuknęłam siebie w myślach.
Po dwóch godzinach przekopywania się przez papiery, miałam serdecznie dosyć. Oczy wysuszone zerkaniem w monitor komputera, zaczęły szczypać i na dodatek rozbolała mnie głowa.
- Słabszy dzień mam jakiś - wystawiłam sobie diagnozę. Kawy, kawy, kawy - zawył halny w mojej głowie.
Kątem oka zauważyłam wchodzącego do biura faceta z koszem kwiatów.
- Ki diabeł ? Naczelna ma dzisiaj imieniny, urodziny, odbiór Pulitzera ?
Kąt oka podążał za koszem kwiatów, a właściwie nie za koszem ale za tym niosącym go facetem. Fajny taki, dobrze zbudowany brunet o urodzie południowca...mój typ. Naczelna ma szczęście, nie dosyć, że dostanie kwiaty, to jeszcze od takiego ciacha...Kawy, huczał nadal halny.
Róże wjechały na moje biurko, a ciemnobrązowe oczy cudnego południowca przesłoniła mgiełka pachnąca kawą z cynamonem.
- Jednak to ja odbieram dzisiaj Pulitzera, o matko kochana !
Bibip, bibip, bibip…
Zadźwięczało coś niczym niehappyendowe zakończenie snu.
Bibip, bibip, bibip…
Ręka po omacku zaczęła szukać bibczącego natręta, a 10 minut znowu trwało 20.
Zdjątka : handmade
Zadźwięczało coś niczym niehappyendowe zakończenie snu.
Bibip, bibip, bibip…
Ręka po omacku zaczęła szukać bibczącego natręta.
- Jeszcze 10 minut – nie zdążyłam nawet pomyśleć do końca i ponownie zagłębiłam się w poranną nicość.
10 minut trwało 20, ale takie czasoprzestrzenne tricki na nikim z rodzaju ludzkiego nie robią większego wrażenia, chociaż samo uświadomienie sobie tego trwania, stawia nas zazwyczaj do pionu w trybie natychmiastowym.
Energiczne poderwanie się z mięciutkiego i cieplutkiego posłania wyrwało ze snu mojego kocura, który popatrzył na mnie wymownie i prawie powiedział:
- Nie możesz tego robić ciszej i spokojniej, pfff – i bezczelnie przewalił się na drugi bok, zasłaniając sobie oczy łapami, jakby przeczuwając rychłe zapalenie światła.
Nie cierpię mieć opóźnień, szczególnie takich porannych. Cały dzień potem nie mogę z niczym nadążyć i latam z jęzorem na brodzie jak przysłowiowy chart afgański. Na szczęście charta nie przypominam nic a nic, z czego jestem nawet zadowolona, bo nie wystają mi żebra. Chociaż, jak popatrzę na siebie krytycznym i chłodnym jak u ryby okiem w sieciówkowej przymierzalni, to w sumie mogłyby mi trochę wystawać…
- Zagęszczaj ruchy kobieto – brzdęknęło mi coś z tyłu czaszki.
Niezawodny sposób na okiełznanie porannego fryzurowego przyklepu na głowie, czyli suchy szampon poszedł w ruch. Woda i żel pod prysznic, krem na facjatę, trochę pudru, trochę tuszu, włosy w kok…uff, bliźni przeżyją dzisiejsze spotkanie ze mną.
Teoria porannego chaosu sobie, ale kawa musi być, żeby nie wiem co. A co do jedzenia ? Głowa z kokiem wetknęła się do lodówki.
- O! kabanosik – pełnia szczęścia.
O metrze, tramwaju czy innym busie aby dojechać do pracy nie było mowy. Na rower za zimno. Padło na taksówkę, która dojechała po mnie w ciągu pięciu minut.
I jeszcze pada, dobrze, że ta taksówka jest taka nieprzeciekająca. Jeśli podwiezie mnie do głównego wejścia redakcji, kok uratowany. Przecież nie mogę wyglądać jak zmokła kura.
Biurko zawalone wczorajszą, nieruszoną korespondencją.
- Dopust boży czy jak ? Co ja komu zrobiłam, że doba ma tylko 24 godziny ?
- Nie świruj kobieto, usiądź w końcu spokojnie na tej jak zwykle zbyt dużej części ciała i zabierz się do systematycznej roboty - ofuknęłam siebie w myślach.
Po dwóch godzinach przekopywania się przez papiery, miałam serdecznie dosyć. Oczy wysuszone zerkaniem w monitor komputera, zaczęły szczypać i na dodatek rozbolała mnie głowa.
- Słabszy dzień mam jakiś - wystawiłam sobie diagnozę. Kawy, kawy, kawy - zawył halny w mojej głowie.
Kątem oka zauważyłam wchodzącego do biura faceta z koszem kwiatów.
- Ki diabeł ? Naczelna ma dzisiaj imieniny, urodziny, odbiór Pulitzera ?
Kąt oka podążał za koszem kwiatów, a właściwie nie za koszem ale za tym niosącym go facetem. Fajny taki, dobrze zbudowany brunet o urodzie południowca...mój typ. Naczelna ma szczęście, nie dosyć, że dostanie kwiaty, to jeszcze od takiego ciacha...Kawy, huczał nadal halny.
Róże wjechały na moje biurko, a ciemnobrązowe oczy cudnego południowca przesłoniła mgiełka pachnąca kawą z cynamonem.
- Jednak to ja odbieram dzisiaj Pulitzera, o matko kochana !
Bibip, bibip, bibip…
Zadźwięczało coś niczym niehappyendowe zakończenie snu.
Bibip, bibip, bibip…
Ręka po omacku zaczęła szukać bibczącego natręta, a 10 minut znowu trwało 20.
Zdjątka : handmade
wtorek, 9 lutego 2016
Grzebowisko
Dzisiaj króciutko, cytując KRK News : http://krknews.pl/krakow-bedzie-mial-cmentarz-dla-zwierzat/
Bardzo się cieszę z pomysłu i faktu osiągnięcia porozumienia.
Jako osoba przez całe swoje życie związana ze zwierzętami, też oczekiwałam by wzorem innych i w moim mieście powstał zwierzakowy cmentarz.
Zastanawiam się tylko, czy aż tak musimy akcentować niższość zwierząt, nazywając miejsce ich spoczynku GRZEBOWISKIEM, nie cmentarzem ?
Ja subiektywnie, ten termin odczytuję w taki sposób.
Lineczek : http://natemat.pl/155615,cmentarze-dla-zwierzat-czasem-ludzie-odwiedzaja-je-czesciej-niz-zmarlych-krewnych
Bardzo się cieszę z pomysłu i faktu osiągnięcia porozumienia.
Jako osoba przez całe swoje życie związana ze zwierzętami, też oczekiwałam by wzorem innych i w moim mieście powstał zwierzakowy cmentarz.
Zastanawiam się tylko, czy aż tak musimy akcentować niższość zwierząt, nazywając miejsce ich spoczynku GRZEBOWISKIEM, nie cmentarzem ?
Ja subiektywnie, ten termin odczytuję w taki sposób.
Lineczek : http://natemat.pl/155615,cmentarze-dla-zwierzat-czasem-ludzie-odwiedzaja-je-czesciej-niz-zmarlych-krewnych
Subskrybuj:
Posty (Atom)