Oj, przyzwyczailiśmy się ostatnimi laty do aury łagodnej zimą. Rozpieszczała nas Natura pogodą, gdzieś z pogranicza Belgii i Francji.
Dodatnie lub lekko minusowe temperatury nie dawały nam w kość.
Może rozleniwieni takim łagodnym traktowaniem lub, co gorsza przekonani o tym, że tak już zawsze będzie, podnosimy lament przy temperaturze -15 C w dzień i -20 C nocą...
A niechaj ludzkość 40+ przypomni sobie zimy dzieciństwa.
Wielkie białe zaspy, przekraczające nie raz metr wysokości, lodowe monstrualne sople, zwisające z dachów babcinych chałup, które zrywało się i lizało niczym najsmaczniejsze waniliowe lody. A mrozy siarczyste, które sprawiały, że śnieg pod nogami skrzypiał, a ślizgawki na środku chodnika, których nikt solą nie sypał, co najwyżej popiołem lub piaskiem. A jak się z górek na sankach zjeżdżało...albo na czymkolwiek, z tyłkiem włącznie.
Wydelikatnieliśmy nieco moi drodzy, niestety.
A gdzie te wewnętrzne nasze dzieci ? Czy nie lepiej pośmiać się na widok bawiących się śniegiem maluchów, czy nie lepiej podziwiać urodę płatków śniegu, niż cały czas kwękać, że szyby w samochodach oszronione.
A zostawcie w diabły to stetryczenie i wybierzcie się na spacer w piękny, słoneczny zimowy dzień.
Ubierzcie się ciepło, a jak mróz przyszczypie Wam nosy, napijcie się grzańca :)
Focie : handmade
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz