Mój ukochany wyjeżdżał wczoraj na króciutką trasę koncertową. Jak to zwykle między nami bywa, dogadaliśmy się, o której godzinie wyjeżdża, co mu przygotować na wyjazd i takie tam inne.
Ustaliliśmy, że w sumie to wychodzimy z domu o tej samej godzinie.
No i fajnie.
Pożegnałam się, dałam buzi i poszłam na zakupy oraz przy okazji załatwić jakieś mało istotne sprawy nie cierpiące zwłoki.
Wracając do domu, wpadłam do spożywczaka po kabanosy i jedzenie dla kotów. Obiad zjadłam w barze, bo po kiego gotować, jak zostałam sama w domu.
Po powrocie do cieplutkiego mieszkania, najedzona i z kotem na kolanach zasnęłam w fotelu.
W między czasie wpadł jeszcze na chwilę do domu mój mąż. Bardzo się zdziwiłam i ucieszyłam zarazem, po czym pożegnaliśmy się ponownie i ponownie zasnęłam.
Do wieczora cośtam jeszcze popracowałam, nastawiłam pranie i poszłam spać.
Śniadanie...jajko z majonezem i kabanos. Chleba po Świętach nie jadam, aby nieco zmienić dominujący u mnie kształt kuli.
Kabanosek mniam :)
Ale gdzie są kabanosy ?
W lodówce nie ma. Jak to nie ma w lodówce. To gdzie są kabanosy ?!
Przeszukałam chlebak, raz jeszcze lodówkę, torby na zakupy, porozmawiałam z kotami - każdy z nich zaprzeczał, że miał coś wspólnego ze zniknięciem kabanosów. Do kosza na śmieci też zerknęłam, tak dla świętego spokoju...i nic, zero kabanosów.
Może nie zabrałam ich z koszyka w sklepie? Może w w barze, ktoś mi te kabanosy wyciągnął z torby podstępem...Anihilacja kabanosów.
Zjadłam pomidora zamiast...
Wieczorem wrócił mój mąż i tuląc mnie powiedział :
- Kochanie, dziękuję Ci za te kabanosy kupione na wyjazd.
...
Focia : http://kuchnia.wp.pl/kabanosy-co-w-nich-siedzi-6054630192882305g