poniedziałek, 15 czerwca 2020

Kłusem i galopem w nowy tydzień

Poniedziałek po czerwcowym weekendzie zaczął mi się galopująco. Galopował czas, galopowałam ja w tym czasie, a właściwie pod presją czasu. Telefon nie galopował, ale dzwonił co kwadrans. Jakiś poniedziałkowy obłęd. Jakby wszystkie sprawy na Ziemi i Niebie przez ten długi weekend czekały, aby się właśnie dzisiaj zmaterializować. Jakby nagle ludzie byli stęsknieni za moim głosem albo za mną w całości.
Szaleństwo.
Do tego wszystkiego mój Mąż & Co., kręcący scenki rodzajowe z życia, nieżycia zombie. Biegający po klatce schodowej i piwnicy. Dobrze, że nikt z sąsiadów nie zszedł na zawał albo inną apopleksję.
Tylko moje chłopaki, to oazy spokoju. Siedzą na drapaku i od czasu do czasu łypną ślepiem na tę ludzką bieganinę. 
Oni zaczną szaleć w porze kolacji.

Pół minuty śmiechu - z groszami


Mój maż zombie

Dodaj podpis
Chłopaki łaciate

















środa, 3 czerwca 2020

Nie taka znowu pusta kapusta

Czerwiec przyszedł szybko. Wcale nie odczuwam, by czas się wlókł, bo zmienił mi się tryb dnia, bo siedzę więcej w domu, zdalnie pracuję, bo mam mniejszy kontakt z ludźmi na żywo.
Nie. Leci jak zwykle i tylko nie robię się młodsza, przynajmniej tak twierdzą niektórzy. Nie ja. Mam przeczucie, że starzenie się jest w naszej głowie i tylko wtedy się starzejemy, jeśli mentalnie jesteśmy starzy. Nie, nie zmęczeni życiem, po prostu zdziadziali. Mnie to nie grozi chyba, że dopadnie mnie demencja i zapomnę, że mam nie dziadzieć.
Gimnastykuję umysł, czytam, myślę pozytywnie, staram się uśmiechać, zdrowo jem...no dobrze, za dużo słodyczków. Na szczęście niczego na ten temat nie było w moich noworocznych postanowieniach, więc nie ma sprawy.
Z czerwcem nastał czas truskawek i młodej kapusty, rzecz jasna w cenach zawrotnych i trudno powiedzieć, czy te ceny to robota suszy, covida, tych innych wirusów, które opanowały szczyty rządowe i twierdzą, że czarne nie jest czarne i takie tam oczywiste oczywistości. 
Tak czy inaczej, staram się żyć tu i teraz i w odpowiednim momencie podejmę decyzję. To moje tu i teraz ma małe stoisko warzywne z rzeczonymi wyżej specjałami.
Kapusta, kapustka, kapustunia. 
Takie liściaste byleco, a z drugiej strony, powiedzenie o niej, że jest tania nie stanowi obelgi. Przywieziona chyba gdzieś około XIV wieku od naszych zachodnich sąsiadów (osobiście jestem im wdzięczna za promocję choinki w nadwiślańskim kraju). Bomba witaminowa, odżywcza, przez Rzymian uważana za panaceum. Witaminy C ma prawie tyle samo, co w cytrynie. Ta witamina wspomaga powstawanie kolagenu, który prostuje zmarszczki. Już wiecie o co chodzi :)
Jednym słowem, szał uniesień. Z koperkiem i bez. W bigosiku i kapuśniaku. W kiszonkach i surówkach. marzenie.
Kocham, czczę, gotuję.
Nie zważam na nieco czarnawy PR, że wzdęcia, że głąb kapuściany, że kapusta głowa pusta itede.
A ponadto, to zielony jest kolorem nadziei, której i Wam życzę.



Moja dzisiejsza kapusta, z koperkiem i na pomidorach


Jak widać, jadalna raczej :) Ursus mówi, że jadalna

Focie : by Google & handmade