poniedziałek, 15 czerwca 2020

Kłusem i galopem w nowy tydzień

Poniedziałek po czerwcowym weekendzie zaczął mi się galopująco. Galopował czas, galopowałam ja w tym czasie, a właściwie pod presją czasu. Telefon nie galopował, ale dzwonił co kwadrans. Jakiś poniedziałkowy obłęd. Jakby wszystkie sprawy na Ziemi i Niebie przez ten długi weekend czekały, aby się właśnie dzisiaj zmaterializować. Jakby nagle ludzie byli stęsknieni za moim głosem albo za mną w całości.
Szaleństwo.
Do tego wszystkiego mój Mąż & Co., kręcący scenki rodzajowe z życia, nieżycia zombie. Biegający po klatce schodowej i piwnicy. Dobrze, że nikt z sąsiadów nie zszedł na zawał albo inną apopleksję.
Tylko moje chłopaki, to oazy spokoju. Siedzą na drapaku i od czasu do czasu łypną ślepiem na tę ludzką bieganinę. 
Oni zaczną szaleć w porze kolacji.

Pół minuty śmiechu - z groszami


Mój maż zombie

Dodaj podpis
Chłopaki łaciate

















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz