wtorek, 24 listopada 2020

O pracy, jelitach i cieple w okolicy kardiologicznej

 01:02. Skończyłam właśnie pracę. No dobrze, nie szkolną pracę. Piszę zlecenie, a tak się składa, że bardzo dobrze pisze mi się ciemną nocą. I nie chodzi tutaj o spokój, bo moja praca twórcza od zawsze oparta jest na równoczesnym zapodawaniu sobie wielu bodźców. 

Tak więc, leci sobie tivi bez głosu, bo przecież nie będę w kółko słuchać, że pan Zbyszek to, a pan Mati tamto, a prezio jest spokojnym i wyważonym starszym człowiekiem o jasnym umyśle i gołębim sercu. Tak, że bez głosu. Ale z telefonu z głośnikiem wifi śpiewa mi pięknie Bruce Dickinson, że "two minute to midnight"i w rytm tegoż utworu stukam w klawiaturę analizując cykl rozwojowy glisty ludzkiej. Przyrzekłam sobie, że jeśli ktokolwiek na pierwszym miejscu z Wydawcą naturalnie, zawiesi na moim biologicznym tekście oko, będzie to dobry znak do pracy nad niebiologicznym tekstem. Może to będzie bajka, a może nie. Jak się tak zastanawiam, to w bajkach są smoki, a to przecież biologia, której miało nie być.

 Zobaczymy co przyniesie życie i moja osobista Wena.

Kocham zdalne nauczanie oraz komputer, słuchawki z mikrofonem i tych ludzików po drugiej stronie ekranu, którzy nie śpią, nie ściągają z elektronicznych bryków, są rozgadani jak w realu, a może nawet bardziej i którzy się uczą pilnie, ponieważ mimo młodego wieku wiedzą po co to robią. Nie mam przed oczami bandy olewających tę babę od biolki, bachorów i mających wywalone na cały świat, bo kasa jest najważniejsza. Toczę dysputy prawie naukowe o jelitach, płucach, żyłach głównych i innych bardzo ważnych szczegółach anatomicznych i myślę sobie, że jednak zwolennicy świętej inkwizycji mnie póki co za to nie utrupią, chociaż stąpam po cienkim lodzie. Rozmawiam codziennie z przyszłymi lekarzami, filologami, naukowcami. No ok, nie uderzajmy w tak pompatyczne tony. Paru nienachalnie wyuczonych filozofów też znajdziemy, ale to taki przedział wiekowy, że wolno im jeszcze poszukiwać. Mają chwilę na to. 

I każdy dzień zaczyna mi się dobrze. Jakże inaczej może być, gdy odpalam konferencję i słyszę :

- Czy mogłaby Pani włączyć chociaż na chwilę kamerkę ?

- Po co Ci ludeczku moja włączona kamerka ? - pytam

- Bo tak bardzo chcemy Panią zobaczyć...

Kurtyna.


Podstawowe narzędzia pracy



Mame, będę prowadzić meeta, albo usnę sobie...Tadziutek <3



środa, 18 listopada 2020

Rozciągacz czasu w przestrzeni potrzebny od zaraz

  Ja już sama nie wiem, kiedy ostatni raz tutaj zaglądałam. Nie ogarniam czasu. Przydałby się jakiś fizyk albo magik, który jednym sprawnym ruchem wydłużyłby trwanie doby, do bliżej nieokreślonej bardzo długiej długości charakterystycznej i dopasowanej tylko do mnie. A, i jeszcze ktoś taki by się przydał, kto by mnie potem stawiał na nogi i reanimował z tego przewlekłego zmęczenia, którego nabawiłabym się niewątpliwie podczas trwania tej długiej doby. 

Że niby sama się tak nakręcam, no nie powiem "nie". Też w tym maczam końcówki palców, ale to okoliczności. Wszelakie okoliczności, a szczególnie te zewnętrzne. O sytuacji społecznopolitycznej, która zaistniała aż się boję wspominać. I tutaj nie straszne mi są społeczne protesty, po tak głupich i szkodliwych ruchach, jakie wykonano, to Opatrzności dziękować, że tylko takie protesty są. Nie będę jednak nadwyrężać i wzywać nadaremno tej Opatrzności, bo wydaje się, że w ostatnim czasie jest dosyć mocno nadwyrężana oraz obawiam się, że może Jej cierpliwości nie starczyć. Byleby walnęła tym gromem w "zasłużonych", a nie stosowała odpowiedzialności zbiorowej. Pozostaje mi wierzyć w taki scenariusz, choćby wiara moja moja była maluczka jak ziarenko piasku.

Pracuję bardzo intensywnie i piszę, piszę, piszę. Wolę dotrzymać terminu niż ryzykować utratę głowy, która by mi się mogła przydarzyć po bliskim spotkaniu z Naczelną. Ale te wszystkie pisarskie rzeczy są mi zupełnie obce i zaliczają się do kategorii "Mój pierwszy raz...". Znaczy się zdobywam doświadczenie i kiedyś z pewnością będę się sama z siebie śmiać, że tak bardzo przeżywam sytuację.

Za to koty, jak to koty. Mają "wyrąbane" na rzeczywistość. Pełne brzuszki, czyste kuwetki, wypielęgnowane futerka, tylko uszy nie do końca czyste chyba, bo nie słyszą co się do nich mówi, kiedy włażą łapskami na klawiaturę laptopa albo namiętnie obgryzają brzeg laptopowej matrycy, o stole już nie wspomnę. 

Największym zbójem w mojej drużynie jest Tadziutek. Kocurek drobnej budowy, acz wielkiego ducha. Król podwórka i gwiazdor dzielni, sławny bardziej niż sami Stonesi, oczywiście wśród podwórkowych psiarzy i kociarzy. Kocurek, który chyba sam nie wie czy jest kotem czy psem. Przez nas i zwierzaki maści wszelkiej akceptowany bez żadnych wycieczek w stronę elgiebete czy dżender. Tadziutek jaki jest, każdy widzi i już. A widzą Tadziutka najczęściej na spacerze, jak dumnie kroczy z podniesionym ogonkiem o każdej porze roku i w każdą pogodę. 

A teraz, gdy piszę te słowa, leży na moich kolanach i mruczy jak silnik najwspanialszego Harleya Davidsona. Muzyka dla mojego serca <3, a czas staje w miejscu.


Zapracowana autorka na uśmiech zawsze czas znajdzie :) 


Gwiazda Tadziuek, od patrzenia dostajemy cukrzycy <3







Mój zjedzony laptop :D