W zasadzie, to po licho pisać? Tak sobie siedzę i myślę. Przecież rzeczywistość już dawno przekroczyła granice absurdu i dobrego smaku, tak że nawet mój najbardziej subiektywny subiektywizm odpada w przedbiegach. W sumie to smutne, tak cały czas balansować na granicy ześwirowania totalnego. Chyba czas dla zdrowotności meliskę zaparzyć, albo jakieś inne szamańskie sposoby zastosować, jak okadzanie się magicznym kadzidłem albo łyknąć jakąś witaminę B17 na przykład? Chociaż z drugiej strony, po co? I tak mam przechył na lewą burtę, co spece starają mi się wyrównać wkładką ortopedyczną. Dziękować Opatrzności, że nie mam od tego przechyłu skrzywionego kręgosłupa, tego moralnego.
A zupa dyniowa wchodzi najlepiej ze wszystkich zup i jesienną porą śmiało może konkurować z pomidorową z makaronem. Bo jak pomidorowa, to tylko z makaronem, nie mniej dopuszczam jeszcze rosół z ziemniakami, co pewnie przyprawi o palpitacje pana Bobka Makłowicza. Się mówi trudno. Inna jestem. Właśnie wyjadłam do cna zapas moich firmowych korniszonów na słodko i z trwogą patrzę w nadchodzącą czarną czeluść zimy, no bo jak to tak bez korniszonków, koniecznie na słodko...Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nawet nie znam na nie dokładnego przepisu i zawsze czegoś tam dosypię "na oko". Tak sobie jednak myślę, że może nie jest tak źle ze mną i z tym moim lekceważącym podejściem do kulinarnych receptur, wszak znam chociażby z internetów gościa, który bardziej ode mnie "na oko" robi, a stanowisko zajmuje, że fiu, fiu. Może jest jednak dla mnie jakaś nadzieja? No ale ten kręgosłup...
A koty, jak to koty. Mają wywalone. Od czasu do czasu łypną oczyskiem na te człowiekowe wariactwa i dalej smacznie śpią. Wezmę przykład z kotów, czego i Wam życzę.
Czy Wy też śpicie z wywalonym jęzorkiem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz