Sobotni poranek, aaapsik ! Przywitał mnie szarugą i jakimś takim czymś padającym z niebios.
Chyba aniołowie nie do końca mogli się zdecydować czy sypać czy "lać wodę". Krakowskim targiem, mam 2 w 1.
U mnie drugi dzień piżamowy. Miodzik z malinami, ibupromek i koty na kolanach chyba zaczynają robić swoje, bo troszkę zmartwychwstałam od wczoraj, chociaż mój nos przypomina raczej nos renifera Rudolfa. I tak jestem piękna...
Może będę miała siłę, żeby jakoś się pozbierać i zrobić sałatkę jarzynową. Jak się jest przeziębionym, to ma się "smaki", przynajmniej ja mam. Na samą myśl o sałatce, ślinię się, jakbym ząbkowała.
Ale chałwa też może być.
Jakaż jestem dzisiaj ugodowa, katar łagodzi mój charakterek :)
Chyba kimnę sobie z Bazylem na kolanach, potem nastawię warzywa na sałatkę...ale to za chwilkę...
Taka to temperatura dzisiaj na zewnątrz.
Mokro, szaro i paskudnie.
Ale zaraz zjem mandarynkę. Mniam witaminka C
Focie: handmade
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz