sobota, 26 sierpnia 2017

Tylko nie busem !!!

Mały reset zawsze się przyda. Taka prosta prawda, a ja dochodziłam do niej przez prawie 25 lat pracy zawodowej.
Ot, ja durna. Przecież za tę pracę nikt mi nie podziękuje, chociaż mam też w swoim otoczeniu takich, którzy by mi za pracę bardzo chętnie podziękowali. Nie mylę się panowie i panie, nieprawdaż ?
Więc reset :) dorosłam do decyzji o resetowaniu.
Już od jakiegoś czasu marzyła mi się Energylandia w Zatorze. Jako, że miałam kiedyś ogromnego stracha przed jazdą roller coasterami, a przezwyciężyłam go w parku Asterixa, to ciągnęło mnie i na nasze rozrywkowe podwórko.
Prosta sprawa, internet, kupno biletów w promocji ważnych do końca sezonu i pozytywne nastawienie.
Kilka dni przed wyprawą starałam się wszystko zaplanować, więc internet i głównie szukanie dogodnego połączenia, gdyż nie jestem zmotoryzowana.
I w tym momencie ZONK.
Komunikacyjny ugór.
Ale po kolei...kolej też odpadła, tak na marginesie...
Z Krakowa w godzinach porannych 1 bus, odjeżdżający z dworca. Zadzwoniłam do przewoźnika, aby zarezerwować bilety. Miła Pani poinformowała mnie, że rezerwacji nie prowadzą, bilety do nabycia w kasie lub u kierowcy.
Dzień wyprawy, przyjeżdżamy wcześnie na dworzec, stajemy w ogonku po bilety i tu następny ZONK. Biletów kasa nie sprzedaje / byłam jakieś 25 minut przed planowanym odjazdem ! /. No to biegiem na stanowisko, bo już czułam, że dostanie się do busa będzie graniczyło z cudem. Potwierdziło się to. Na szczęście byłam piąta w kolejce i nawet załapałam się na siedzące miejsce.
Przewoźnik podstawił klekota na 20 osób, dopakował do oporu do 30...Na stanowisku zostało z niczym, a właściwie z dwugodzinnym czasem oczekiwania do następnego klekota ponad 40 osób.
Klekot śmierdział olejem spalinowym i potem stłoczonych ludzi. Szczerze współczuję tym, którzy do Zatora jechali, czy jeżdżą w innych niż rozrywka okazjonalna sprawach.
Dojechaliśmy szczęśliwie i wysadzeni w szczerym polu, musieliśmy zapychać do parku rozrywki na butach przez jakieś wykopy, błotniste łąki, bez chodników, przejść dla pieszych itd.
Delikatnie rzecz ujmując, słowa na q oraz inne równie ciekawe cisnęły mi się na usta. Wściekli, dobrnęliśmy do parku.
Miód na nerwy. Nawet Space Gun czy Apocalipto nie podniosły mi tak ciśnienia, jak poranna podróż.
A tak całkiem serio, było absolutnie super. Weszliśmy zaraz po otwarciu, więc chętnych na mrożące krew w żyłach przygody było niewielu i pomimo ostatniego weekendu wakacji, tłumnie zaczęło się robić około godziny 13. Mieliśmy więc czas, żeby w spokoju, czytaj: bez gigantycznych kolejek, rozerwać się nieco. Park jest zorganizowany wzorowo, na europejskim poziomie. Część atrakcji jest współfinansowana przez Fundusze UE. Liczne punkty gastronomiczne, czyściuteńkie jak kryształ toalety i przemiła, kompetentna obsługa, dopełniają całości dobrego wrażenia.
Oczywiście, że nie zwiedziliśmy wszystkich atrakcji, ale wrócimy do Energylandii na pewno, ale nie busem.
Żeby nie męczyć Was szczegółami...
Z terenu parku zapycha się na nogach do rynku zatorskiego, przez pola...Chciałam zamówić taksówkę. Lokalny Pan Krzysztof Taksówkarz, powiedziała mi, że może mnie zawieźć na busa ale nie teraz, tylko za 40 minut. Teraz nie może, a tak w ogóle, to do rynku jest blisko i przecież mogę iść na nogach. Dodam, że przez te pola, łąki z błotem, bez chodników...
Zapychaliśmy wspólnie z rodziną z małymi dziećmi w ilości sztuk 4. Chętniej niż ja zapłaciliby za tę taksówkę.
Podróż powrotna (50 km) zajęła nam około 3 godzin. Bus planowany w rozkładzie na sobotę, na godzinę 15.07 nie przyjechał...
Co się w tym Kraju nad Wisłą dzieje, że ludzie nie chcą zarabiać pieniędzy na własnym podwórku ? Przepisy, prawo, lenistwo ? Czyż nie powinny być stworzone połączenia SPECJALNIE do parku rozrywki. Czy prywatnym przewoźnikom nie opłaca się przetransportować kilkuset, jak nie kilku tysięcy ludków w ciągu weekendu, szczególnie w wakacje. Czy lokalny samorząd idzie na udry z właścicielem parku, czy nie daje zezwoleń na wjazd pod bramy wejściowe ?
Nie ogarniam. Przecież turyści chętnie zapłaciliby dodatkowe grosze za komfort podróży, tym bardziej, że kilka minut drogi dalej, biorąc pod uwagę samochód jest park z dinozaurami, do którego nie prowadzi ŻADEN chodnik dla pieszych i nie ma ŻADNEGO połączenia. Rozmawiałam na ten temat z zawiedzionymi takim stanem rzeczy turystami...po raz kolejny nie ogarniam...
Polecam te miejsca całym sercem, ale Narodzie, jedźże tam swoim samochodem i generuj spaliny. Nie busem !!! Dla zdrowia psychicznego, nie busem.

Focie : handmade

Po upiornej podróży, mamy zamiar się dobrze bawić




I bawimy się dobrze :)

piątek, 25 sierpnia 2017

Do tablicy dziewczynko i chłopczyku

Koniec wakacji zbliża się wielkimi krokami. Jakoś bardziej niż zwykle nie chce mi się wracać do pracy.
Pomijam jakieś tam moje preferencje, bo zawód nauczyciela mnie kręci, za to miejsce w którym utknęłam, ten zawód wykonując, w mojej ocenie pozostawia wiele do życzenia.
Będę sobie zatem życzyła wiele...
Po kolejne, czekają nas atrakcje związane z totalnym rozpirzeniem naszego systemu edukacji przez panią nauczycielkę ze Świebodzic, z przeuroczym i szczerym uśmiechem.
Sajgon, jaki się szykuje w tym temacie, może przerażać najwytrawniejszych praktyków.
Wzrost znaczenia kuratoriów, też nie ułatwi życia w szkole. Zatraca się bowiem wypracowana przez lata równowaga między elementem dbającym o sprawy pedagogiczne i finansowaniem szkół.
Ponadto, wszyscy sobie zdają sprawę z tego, że kuratoria są upolitycznione, a jak powszechnie wiadomo szkoła jest, powinna być apolityczna. Ale nic to, za tej władzy polityka będzie do szkół waliła drzwiami i oknami. Żeby to jeszcze była polityka na pewnym poziomie taktu, mądrości, kultury i poszanowania obywatela, czyli taka, która trzyma się standardów demokracji - może łatwiej byłoby takie zjawisko przełknąć.
Zwolnienia nauczycieli i pracowników administracji i obsługi, kumulacja roczników, podwójne świadectwa, wymiar religii w szkole, zignorowanie w podstawach programowych teorii ewolucji, omijanie szerokim łukiem tematów związanych ze stosowaniem antykoncepcji, wyrzucenie z kanonu lektur Miłosza czy Lema. To tak na początek.
W tych moich rozważaniach, męczy jeszcze jedna myśl, oparta na prostej analogii w strukturach funkcjonowania Państwa. Konkretnie chodzi mi o obecne funkcjonowanie sądownictwa. Już przecież słyszeliśmy w wiadomościach, że pan Zbyszek wysłał prokuratorów do sędziów, którzy się mu postawili. Otóż, moi Drodzy w strukturach szkolnictwa funkcjonuje coś takiego, jak Komisja Dyscyplinarna dla Nauczycieli, w której miałam na ówczesny czas przyjemność pracować. Ale teraz, gdy rozważam różne scenariusze rozwoju sytuacji w polskiej edukacji, zadaję sobie pytanie, czy w czasie najbliższym nie zafunduje się nauczycielom, analogicznych jak w sądownictwie zmian. Bo, skoro mamy rzecznika dyscyplinarnego, takiego nauczycielskiego prokuratora, który jest pracownikiem upolitycznionego kuratorium, i który może wszczynać postępowania z urzędu...to jakoś tak czuję przez skórę, że ilość spraw związanych np. ze światopoglądem, czy działalnością nauczycieliw grupach takich jak chociażby KOD czy innych obywatelskich inicjatywach, wygeneruje zwiększone zainteresowanie nimi kuratoriów i rzeczników dyscyplinarnych. Czyli zasada prosta, dajcie nam człowieka, a paragraf się znajdzie, szczególnie wobec braku sprecyzowanego kodeksu etycznego pracy nauczycieli.
Tak czy inaczej, dla środowiska nauczycielskiego, dla dzieci i rodziców idą czasy ciężkie i niepewne.
Trzeba jakoś przetrwać, nie dając się zastraszać. Używać logicznych argumentów, z założeniem, że i tak nie trafią do świadomości decydentów /patrz referendum edukacyjne/ i przetrwać do tego momentu, gdy mam nadzieję w demokratycznych wyborach określimy swój dalszy los.
Szczęśliwego nowego roku szkolnego 2017 / 2018, Kochani.


Focia by Google

niedziela, 20 sierpnia 2017

Powolutku

Deszczowa niedziela. Po falach saharyjskich upałów, piętnaście stopni jest szokiem termicznym, ale jakże miłym. Deszcz od samego rana pada równiutko, zmywając kurz, dając pić roślinom i pewnie wywołuje uśmiech zadowolenia u podkrakowskich ogrodników.
Wczoraj jadąc na Podkarpacie, widziałam jak podlewano z beczkowozów pola  kukurydzy i tytoniu.
Budzę się pomalutku, wychodzę z trybu wakacyjnego.
W trakcie wakacji działo się tyle, i to tyle złego, szczególnie na naszej scenie politycznej, że nie miałam ani siły, ani ochoty na babranie się w politycznych debilizmach jedynie słusznej partii.
Nabrałam przez wakacje siły na to, by być jeszcze lepszą i mądrzejszą opozycjonistką. Oczywiście, że totalną i histeryczną, bo jakżeby inaczej :D
A od września będę się mierzyć z rewelacjami deformy edukacji. Jak mówię, mam na to siłę.
A dziś pięknie deszcz pada.
Zaraz wyjdę na spacer. Kaloszki i parasol czekają, wyciągnięte z dna przepastnej szafy. Popatrzę na ten odrobinę umyty Świat, pooddycham chłodnym powietrzem. Może upiekę ciasto ze śliwkami i oglądnę jakiś fajny film, w towarzystwie moich kanapowych kotów.
Powolutku wychodzę z trybu wakacyjnego...


Focia : http://tvnmeteo.tvn24.pl