niedziela, 14 maja 2017

Względność czasu i kwieciste gacie

Wreszcie wiosna jaka taka.
Zaświeciło, zazieleniło się bardziej. Jakoś tak pozytywniej.
Chociaż jak się zastanowię, to lubię jak dżdży i jest mgła. Mgła, nie smog.
Ale niedziel nie lubię. Po niedzieli jest poniedziałek, który przytłacza. Trzeba wskoczyć w trybiki codziennej rutyny. Ale rutyna wcale nie musi być rutyną. Możemy przecież użyć tej części ciała, która jest odpowiedzialna za myślenie i sprawić, że będzie inaczej, fajniej, bardziej kolorowo i wesoło. Przecież możemy sobie wyobrazić naszego nudnego, jak flaki z olejem i bezbarwnego korposzefa jako drug queen, albo chociaż surfera w kolorowych gaciach. A tę suchą zołzę z personalnego z ondulacją jak w latach 70, albo w stylizacji Heidi. Nasza wyobraźnia jest nieograniczona. Pokazała to świetnie pani Rowling, opisując przypadek bogina.
Co tam poniedziałek. Już nie taki straszny, prawda ?
Jeśli jednak poddać przypadek płynącego czasu analizie, to tak naprawdę powinniśmy się cieszyć każdą chwilą, każdym podmuchem wiatru, każdym promieniem słońca, chwilami spędzonymi z tymi, których kochamy, czy nawet kontaktem z tą beznadziejną Luizą od Mościkiewiczów, która mogłaby wstawić sobie w końcu tę brakującą górną trójkę.
Czas tak szybko mija, za szybko. Tak naprawdę nie chcemy, żeby była już kolejna sobota, kolejny rok, kolejna dekada. To przybliża nas nieuchronnie do końca takiego czy innego, ale do końca.
Podświadomie nie chcemy końca. Nie chcemy odchodzić, żegnać się, oglądać w lustrach upływu czasu i tego jak nam się dzieci starzeją.
Wejdźmy w nowy tydzień spokojnie, radośnie, niespiesznie.
Oszukajmy uciekający czas. To my mu ucieknijmy...



Focia by Google

2 komentarze: