sobota, 12 września 2020

Bolące nogi i wieczorny chłodek

 Wystartowałam w nowy szkolny rok. Z nowym zajęciem, nowymi pomysłami. Będę się mierzyć z nowymi sytuacjami, metodami pracy i ich efektami. O rutynie raczej mowy nie ma. I bardzo dobrze, że mowy nie ma. Oczywiście, zgodzę się z twierdzeniem, że element rutyny daje nam poczucie stabilizacji i bezpieczeństwa. U mnie tej rutyny zaczynało być zbyt dużo, a momentami wiało znużeniem. No to, rach ciach ! Zmiana.

Po pierwszych dwóch tygodniach pracy jestem zmęczona...fizycznie. Naukę stacjonarną rozpoczynam dopiero 14 września, a na ten czas biegam z młodymi ludźmi na terenowe zajęcia projektowe, od których bardzo, bardzo mnie bolą nogi. Zadawniony platfus o sobie przypomniał i uszkodzona łąkotka. Za to dzieciaki mądre i pejzaże przepiękne. Tylko moja publikacja odłogiem prawie leży. Wrócę do niej po czternastym, jak te nogi boleć przestaną :) 

A przestaną, bo koteły wygrzeją. Koteły, po mojej półrocznej stałej bytności w domy, tęsknią jak diabli i jak wracam z pracy, mam trzy futra na kolanach do przytulania. Przez całe popołudnia asystują mi wszędzie i nie odstępują na krok. No, bo przecież koty się nie przywiązują do ludzi..haha.

A Ursus budzi mnie co rano, delikatnie podgryzając moje ucho.

Miłość.

Wyciągnęłam z szafy koc. Wieczory już chłodne, a u mnie okna pootwierane non stop. Znak to, że jesień idzie. Szczerze mówiąc, mogłaby iść nieco szybciej. Lubię po prostu jesień, mgły i żółte liście. Pluchy, grypy i covida nie lubię, ale jakoś trzeba w tym świecie żyć, więc skoncentruję się na pozytywach, czego i Wam życzę.


Poranne tulasy z Ursusem

Kocyk staje się popularny
Jesień nadchodzi i dużo witaminy C

To od tego nogi bolą :) Zwiedzanie, pływanie, dużo chodzenia







2 komentarze: