środa, 30 grudnia 2020

Karpiowe łuski, monety i jasnowidzenie

 Przedostatnia noc roku 2020. Nie śpię, rzecz jasna, bo jak przecież wiecie, my wampiry i pełnia w Raku...Astrolodzy każą zaglądać w głąb siebie, żeby spokojnie zakończyć rok i wejść w nowy, w harmonii ze Światem i własnym jestestwem. Staram się ten wgląd zrobić, tym bardziej że i tak spać nie będę, przynajmniej do czwartej, piątej rano. Przeglądam horoskopy na 2021 rok. Jest ok, bardziej na wozie niż pod, jeśli chodzi o mój zodiak. Nie ma to jak pozytywna motywacja. Yes! Za to jasnowidze, na czele z Moim Ulubionym Rodzimym Guru, wieszczą dalszą pandemię, obostrzenia, rozpad Unii Europejskiej i upadek PiS. Ciekawe i jakoś tak przewidywalne w iluśtam procentach. Może powinnam zostać jasnowidzącą? Muszę pogadać z moimi kotami, jak widzą moją aurę. Czy mam szansę? W związku z wglądem i przeglądem wieszczeń, przeczytałam bardzo ciekawy artykuł o tym, że koty przepędzają z domostw złe duchy, a umaszczenie kota oznacza całkiem konkretne rzeczy. Moje dwa rudo-białe półdiablęta mają mi dać mądrość i zdrowy rozsądek, a szylkretka, zdolność jasnowidzenia. Czyli jak czytam, to mam szansę zostać tą jasnowidzącą...

Ale tak całkiem serio, to mam tego roku dosyć i tutaj chyba podzielam pogląd większości ludzi. Jestem najnormalniej zmęczona ilością i biegiem wydarzeń. Galopem myśli i zmiennością sytuacji. Pomimo tego, że nie cierpię bezruchu i stagnacji oraz mam nadprodukcję adrenaliny, potrzebuję wytchnienia i w jakimś stopniu takiej najzwyklejszej normalności. Cokolwiek i dla kogokolwiek, ta normalność oznacza. 

Żeby moje pragnienia noworoczne się spełniły, polecę rano do sklepu i jak przesąd nakazuje, zainwestuję w jakąś nową część garderoby. Łuski z wigilijnego karpia włożę do portfela i przez calutki Nowy Rok będę podzwaniać monetami, żeby przyciągnąć dobrobyt. Zaszkodzić, nie zaszkodzi, a pomóc może.

A "szampan" chłodzi się już w lodówce. W moim domu strzela się tylko z szampanowych korków. Race, petardy i inne pirotechniki, precz! Zwierzęta, ich spokój i dobre samopoczucie u mnie na pierwszym miejscu.

Tego dobrego samopoczucia i zdrowia Wam życzę. Reszta się spełni bez specjalnych zaklęć. Przepowiadam :) 

Dobrego 2021 roku !!!

Kot zabezpieczający szczęście

Chłodzi się :)


Na szczęście, na zdrowie, na ten Nowy Rok ! Koty Ślicznoty :)

Focie : handmade


czwartek, 24 grudnia 2020

Wszystkie Wigilie

 I znowu Wigilia. Nie ogarniam już ile razy siadałam do wigilijnego stołu. Pamiętam jednak wszystkich, z którymi dane mi było te wigilie spędzać. Nie chodziłam nigdy ani do żłobka ani do przedszkola. Na etacie niani pracowała siostra mojej mamy, Stasia. Nie tylko mnie wychowała, ale i swoje wnuki i prawnuki. Ciocia po porostu kocha dzieci i do wychowywania zawsze miała smykałkę.

Siostry, pomimo tego, że kochały się bardzo nie spotykały się przy wigilijnej kolacji. A dla mnie tradycją stało się, że po mojej wigilii szłam do cioci, na drugą wigilię. Z resztą nie tylko ja tak robiłam. Dzieci moich braci ciotecznych i oni sami bieżali do ciocinego stołu, u którego zbierała się wcześniej, czy później tego wieczoru prawie cała rodzina. Magia Świąt działa się wtedy i dawała nam wszystkim ogromną dawkę energii. A poza tym, jak w każdym polskim domu mojego dzieciństwa, karpik, wódeczka i Pastereczka. Całą rodziną. rzecz jasna, grzmieć barytonami i altami Panu kolędy. 

Wyjechałam. Z miejscem mojego dzieciństwa w zasadzie nic mnie nie łączy, poza grobami zmarłych,  moją ciocią i niesamowitym klimatem jej domu. Otwartego dla wszystkich, ciepłego, pełnego miłości i poświęcenia.

W tym roku Stasia skończyła 90 lat. Siły już nie te, ale pewnie uroczystą kolację przygotuje mój brat cioteczny. I pewnie jak co roku będą wszyscy. Jak nie ciałem, to duchem, bo ta cholerna zaraza mogłaby Stasię dopaść. My z Jankiem zadzwonimy, właściwie Janek będzie dzwonić pierwszy, bo to facet w Wigilię powinien jako pierwszy przekroczyć próg domu, bodaj telefonicznie. A wieczorem, przy pierwszej gwiazdce zostawimy puste nakrycie. Może będzie ono dla strudzonego wędrowca, a może w tym dziwnym pandemicznym czasie dla tych, z którymi nie możemy spędzić tych Świąt osobiście.

Trzymajmy się Kochani i Wesołych Świąt !








 

niedziela, 20 grudnia 2020

Przedświąteczne zachciewajki

 Zachciało mi się śledzi. Takich w oleju, z cebulką, prawie na słodko. Chęć ta spowodowała mniej więcej to, że ruszyłam się z fotela, doprowadziłam do stanu używalności jakiej takiej i wyszłam do świata zewnętrznego. A tam, przepięknie. Szadź pokryła Nową Hutę. Biało, bajkowo i ludzi prawie wcale. Przez chwilę przestałam myśleć o śledziach. tylko przez chwilę. Delikatesy "komunistyczne" dały radę. A po śledziach, krótki spacer z Tadziutkiem.  Po ostatnich zdrowotnych perypetiach, kupiłam maluchowi kurteczkę pikówkę. Chyba zaakceptował, bo kroczy w niej dostojnie jak na Króla Dzielni przystało.

Święta za pasem. Czekam niecierpliwie <3

Park Ratuszowy w bieli 






Król Dzielni Tadziutek <3


Pani Zima :D


Biała Aleja Róż



Focie : handmade

sobota, 5 grudnia 2020

Zasmarkany Tadek i świąteczny wystrój

 I przyszła zima. Ja wiem, że to taka zima typu light, bez wielkich mrozów i prawie bez śniegu, ale to wystarczyło, żeby Tadziutek się zasmarkał. Byliśmy parę dni temu na wieczornym spacerze i najwyraźniej chłopak przemarzł mi trochę. Na drugi dzień zaczęło się kichanie i puszczanie baniek nosem. Te bańki z kataru może byłoby nawet śmieszne, gdyby nie to, że bidulce mojej źle było. Idąc drogą unikania wrednego wirusa, postanowiłam odbyć teleporadę z naszym rodzinnym wetem. Miła automatyczna spikerka połączyła mnie z Panią Doktor, która zaordynowała Tadziutkowi podawanie leku wspomagającego odporność i w razie czego "pokazać się". Pokazujemy się jutro. Tadek zaczął kaszleć, kaszel mokry, ale boli go gardło...no niech mi ktoś powie, że z kotem, to nie tak jak z dzieckiem. Ursus chodzi i płacze, bo braciszek dużo śpi i nie bawi się ze Zwierzem. Ja się w tym układzie nie liczę, no chyba, że zacznę biegać na czworaka i wydawać z siebie upiorne miałki. No może jeszcze ugryzę w ogon.

Jak to miło napisać coś innego, niż tekst o szczerbakach. Mój mózg musi odreagować chyba po tym biologicznym maratonie. Więc zostawię słów kilka tutaj, chociaż mnie czas nagli jak diabli. 

Mój mąż "Mikołaj" wystroił już dom na święta. Choinki stoją pięknie ubrane i oświetlone. To nasza rodzinna tradycja, że choinkujemy się zawsze od początku grudnia. Jakiś taki klimat milszy się robi z tą zielenią i bombkami, światełkami i łańcuchami kolorowymi. Choinka ubrana w ludki, zwierzątka, mikołaje, czeskie laleczki - kwiateczki rodem z PRL-u, czyli w antyki, kreuje jakąś rzeczywistość bajkową. Oj lubię, lubię. Koty też lubią, głównie mordować bombki. Mikołaja jeszcze nie zamordowały. Może jutro przyjdzie z jakimś prezentem ?

Zasmarkany Tadziutek usnął 


Choinkowe szaleństwo




Mój mąż "Mikołaj"