I przyszła zima. Ja wiem, że to taka zima typu light, bez wielkich mrozów i prawie bez śniegu, ale to wystarczyło, żeby Tadziutek się zasmarkał. Byliśmy parę dni temu na wieczornym spacerze i najwyraźniej chłopak przemarzł mi trochę. Na drugi dzień zaczęło się kichanie i puszczanie baniek nosem. Te bańki z kataru może byłoby nawet śmieszne, gdyby nie to, że bidulce mojej źle było. Idąc drogą unikania wrednego wirusa, postanowiłam odbyć teleporadę z naszym rodzinnym wetem. Miła automatyczna spikerka połączyła mnie z Panią Doktor, która zaordynowała Tadziutkowi podawanie leku wspomagającego odporność i w razie czego "pokazać się". Pokazujemy się jutro. Tadek zaczął kaszleć, kaszel mokry, ale boli go gardło...no niech mi ktoś powie, że z kotem, to nie tak jak z dzieckiem. Ursus chodzi i płacze, bo braciszek dużo śpi i nie bawi się ze Zwierzem. Ja się w tym układzie nie liczę, no chyba, że zacznę biegać na czworaka i wydawać z siebie upiorne miałki. No może jeszcze ugryzę w ogon.
Jak to miło napisać coś innego, niż tekst o szczerbakach. Mój mózg musi odreagować chyba po tym biologicznym maratonie. Więc zostawię słów kilka tutaj, chociaż mnie czas nagli jak diabli.
Mój mąż "Mikołaj" wystroił już dom na święta. Choinki stoją pięknie ubrane i oświetlone. To nasza rodzinna tradycja, że choinkujemy się zawsze od początku grudnia. Jakiś taki klimat milszy się robi z tą zielenią i bombkami, światełkami i łańcuchami kolorowymi. Choinka ubrana w ludki, zwierzątka, mikołaje, czeskie laleczki - kwiateczki rodem z PRL-u, czyli w antyki, kreuje jakąś rzeczywistość bajkową. Oj lubię, lubię. Koty też lubią, głównie mordować bombki. Mikołaja jeszcze nie zamordowały. Może jutro przyjdzie z jakimś prezentem ?
Zasmarkany Tadziutek usnął
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz