środa, 24 lutego 2021

Dzień demolki

 Dzisiaj jakiś Cholerny Dzień Rozpierniczania i Demolki.

Bladym świtem, Tadziutek Słodziutek rozwalił choinkę. Tak, tak, jak zwykle u nas od listopada do marca stoi, bo tak lubimy. Tadkowi, jak widać to trochę zaczęło przeszkadzać...Mały Tadek dał radę drzewku 180 cm...To znaczy Tadeusza widziałam, bo się przebudziłam tuż przed katastrofą, ale nie wykluczam udziału Jednookiego Zbója - Stefanki.

Ok, Janek rozmontuje choinkę w weekend. 

Następną ofiarą padł mój "las w słoiku", a w zasadzie sam słoik dziesięciolitrowy. Rośliny się uchowały, ale oczywiście szkło w całym salonie. Nie wiem które stworzenie za to odpowiada, na pewno nie Ursus, bo był ze mną w kuchni. Tadzio mówi, że to ryby wylazły z akwarium i rozbiły...

I jeszcze syn koleżanki rozwalił samochód. Na szczęście młody cały i zdrowy.

Idę zaparzyć sobie meliskę, bo zwariuję.


A moje potwory na luzie :) 





niedziela, 21 lutego 2021

Szalejemy w kuchni

 No nie wiem, co mi się stało ostatnio. Może we śnie odwiedzili mnie obcy i przeorganizowali mi mózg? a może uaktywniły się jakieś cieki wodne pod Aleją Róż i wysyłają tajemnicze promieniowanie? A może mam po prostu kryzys wieku średniego, albo syndrom "Indianina zbierającego chrust na zimę"? 

Nie, nie. Kryzys wieku średniego zdecydowanie odpada. 

A dopadła mnie chęć gotowania i robię to z tak wielką pasją, jakbym mała być co najmniej twarzą nowego programu telewizji państwowej. No, nadawałabym się, bo gotuję z uśmiechem i radością, biegając od czasu do czasu, wycierając kurze i odkurzając. Stałam się po prostu kurą domową, a jak ta pasja nie opuści mnie szybko, to chyba kwoczydłem jakim zostanę.

Czytam przepisy kulinarne, nie, nie pani Madzi. Od zwykłych ludzi czytam i przerabiam, próbuję, doprawiam, zmieniam po swojemu.

Pierwszą ofiarą padł humus. Nie lubiłam humusu do ubiegłej soboty, gdy kolega Karol, poczęstował mnie humusem handmade. Kubki smakowe mi oszalały i postanowiłam powtórzyć. Zmodyfikowałam nieco, dodając buraczki, więc kolor oscyluje wokół indyjskiego różu. Ale jest obłędny. Zamiast chipsów przy Netflixie pożremy. A na drugi ogień marchwiowo ziemniaczana pikantna koreańska sałatka, no bo ile można jeść kimchi? 

Szybki przepis na sałatkę : 

Cztery ziemniaki

2 duże marchewy

Cebula szalotka na drobno

3 korniszony

chili (u mnie w proszku)

majonez wg uznania

szczypiorek do posypania

Okres wytrzymałości w lodówce 1,5 dnia. Zostanie pożarta na śniadanie do chleba z masłem i na kolację bez chleba, bo wiecie...w boczki idzie na noc :)

Usiłowałam zrobić zdjęcia tym wytworom kulinarnym, ale zniknęły w oka mgnieniu. Nawet Ursus zasadził się na ten humus. Mlasnął jęzorem i zwiał. Pewnie zbyt dużo chili się sypnęło :) W sumie radość, bo to druga rzecz po bananach, której Ursus nie wciąga. Ostatnio wciągnął korniszona, którego szykowałam sobie do rzeczonej sałatki. Pewnie TOZy mi kota odbiorą, bo żywienie nieodpowiednie. Zresztą obaj moi chłopcy do tej telewizji się nadają, bo dzielnie mi w kuchni towarzyszą...moje kuchciki <3

Focie : handmade









poniedziałek, 15 lutego 2021

Moja decyzja i Stefankowe rozboje

 Zapisałam się na szczepienie "Astrą". Czekam teraz na termin. Czy mam wątpliwości? Najmniejszych. Jako osoba jako tako radząca sobie z samodzielnym myśleniem, przeczytałam ulotkę, wyniki badań, opinie ekspertów i postanowiłam. Obserwując swój organizm przez ostatnie lata twierdzę, że z moim układem odpornościowym nie jest źle. Wszystkie leki mają skutki uboczne, w tym nawet najzwyklejsza aspiryna.

A za oknem mrozik szczypie nosy, szczypie uszy. Cieszę się, bo w końcu zima w miarę normalna nastała i przynajmniej wiem, że jak jestem nie w nastroju, to mogę zrzucić to na zimę właśnie. Koty nie mają gorszych dni, bo zazwyczaj przesypiają całe, za to w nocy odprawiają hulanki i swawole, tak że nie tylko w pełnię nie śpię, ale w takie niepełniowe noce też. Huknę na nie od czasu do czasu, to jest w miarę spokój. Najbardziej zbójuje Jednooki Bandyta, nasza najmłodsza koteczka o jakże słodkim imieniu, Stefanka. Ten trójkolorowy chuligan i złodziejaszek kradnie co popadnie i co jest tylko w zasięgu jej długich i lepkich łapek. Z przedmiotów, które jej wpadły w to jedyna sprawne oko, to : baterie paluszki AAA, maszynka do golenia Jasia, krople do oczu, spinka do włosów typu "krokodylek", długopisy sztuk dwie, piętka chleba, 20 złotych polskich, przygotowane na szybkie zakupy, powerbank i krem do rąk o zapachu lotosu. Większość artefaktów została odnaleziona pod fotelami, za kuwetą, pod prysznicem oraz w butach Jasia - tam wsadziła te 20 zł, co biorąc pod uwagę noworoczne zwyczaje, wróży właścicielowi butów całoroczną finansową pomyślność. Ponad te wszystkie kryminalne praktyki, ma dziewczyna zacięcie do ogrodnictwa i ziemię z doniczek wykopuje z psychopatyczną precyzją i częstotliwością, tak że nawet moją niezniszczalną sansewierię zaczął szlag lekki trafiać...No ale jak krzyczeć? Jak się złościć, skoro łypnie toto jednym ślepiem i przylezie miziać się i mruczy jak traktor. Ponoszę klęskę pedagogiczno - behawiorystyczną raz za razem. Wlazła nam wszystkim na głowę, chłopakom i Buni też. Z obawą czekamy na jej wiek nastolatkowy, a może zmądrzeje ? :)

Jednooki Bandyta w obiektywie Jasia


i moim






sobota, 13 lutego 2021

Puchowy sen

 Kiedyś dawno, dawno temu, popełniłam taki walentynkowy tekst. Zapomniałam o nim na lata całe, do teraz. Nigdy nie publikowałam go na Subiektywizmach. Czas najwyższy :)

Kochajmy się Ludeczki <3


"Puchowy sen"

Bibip, bibip, bibip…

Zadźwięczało coś niczym niehappyendowe zakończenie snu.

Bibip, bibip, bibip…


Ręka po omacku zaczęła szukać bibczącego natręta.
– Jeszcze 10 minut – nie zdążyłam nawet pomyśleć do końca i ponownie zagłębiłam się w poranną nicość.
10 minut trwało 20, ale takie czasoprzestrzenne tricki na nikim z rodzaju ludzkiego nie robią większego wrażenia, chociaż samo uświadomienie sobie tego trwania, stawia nas zazwyczaj do pionu w trybie natychmiastowym.
Energiczne poderwanie się z mięciutkiego i cieplutkiego posłania wyrwało ze snu mojego kocura, który popatrzył na mnie wymownie i prawie powiedział:
– Nie możesz tego robić ciszej i spokojniej, pfff – i bezczelnie przewalił się na drugi bok, zasłaniając sobie oczy łapami, jakby przeczuwając rychłe zapalenie światła.
Nie cierpię mieć opóźnień, szczególnie takich porannych. Cały dzień potem nie mogę z niczym nadążyć i latam z jęzorem na brodzie jak przysłowiowy chart afgański. Na szczęście charta nie przypominam nic a nic, z czego jestem nawet zadowolona, bo nie wystają mi żebra. Chociaż, jak popatrzę na siebie krytycznym i chłodnym jak u ryby okiem w sieciówkowej przymierzalni, to w sumie mogłyby mi trochę wystawać…
– Zagęszczaj ruchy kobieto – brzdęknęło mi coś z tyłu czaszki.
Niezawodny sposób na okiełznanie porannego fryzurowego przyklepu na głowie, czyli suchy szampon poszedł w ruch. Woda i żel pod prysznic, krem na facjatę, trochę pudru, trochę tuszu, włosy w kok…uff, bliźni przeżyją dzisiejsze spotkanie ze mną.
Teoria porannego chaosu sobie, ale kawa musi być, żeby nie wiem co. A co do jedzenia ? Głowa z kokiem wetknęła się do lodówki.
– O! kabanosik – pełnia szczęścia.
O metrze, tramwaju czy innym busie aby dojechać do pracy nie było mowy. Na rower za zimno. Padło na taksówkę, która dojechała po mnie w ciągu pięciu minut.
I jeszcze pada, dobrze, że ta taksówka jest taka nieprzeciekająca. Jeśli podwiezie mnie do głównego wejścia redakcji, kok uratowany. Przecież nie mogę wyglądać jak zmokła kura.
Biurko zawalone wczorajszą, nieruszoną korespondencją.
– Dopust boży czy jak ? Co ja komu zrobiłam, że doba ma tylko 24 godziny ?
– Nie świruj kobieto, usiądź w końcu spokojnie na tej jak zwykle zbyt dużej części ciała i zabierz się do systematycznej roboty – ofuknęłam siebie w myślach.
Po dwóch godzinach przekopywania się przez papiery, miałam serdecznie dosyć. Oczy wysuszone zerkaniem w monitor komputera, zaczęły szczypać i na dodatek rozbolała mnie głowa.
– Słabszy dzień mam jakiś – wystawiłam sobie diagnozę. Kawy, kawy, kawy – zawył halny w mojej głowie.
Kątem oka zauważyłam wchodzącego do biura faceta z koszem kwiatów.
– Ki diabeł ? Naczelna ma dzisiaj imieniny, urodziny, odbiór Pulitzera ?
Kąt oka podążał za koszem kwiatów, a właściwie nie za koszem ale za tym niosącym go facetem. Fajny taki, dobrze zbudowany brunet o urodzie południowca…mój typ. Naczelna ma szczęście, nie dosyć, że dostanie kwiaty, to jeszcze od takiego ciacha…Kawy, huczał nadal halny.
Róże wjechały na moje biurko, a ciemnobrązowe oczy cudnego południowca przesłoniła mgiełka pachnąca kawą z cynamonem.
– Jednak to ja odbieram dzisiaj Pulitzera, o matko kochana !
Bibip, bibip, bibip…
Zadźwięczało coś niczym niehappyendowe zakończenie snu.
Bibip, bibip, bibip…
Ręka po omacku zaczęła szukać bibczącego natręta, a 10 minut znowu trwało 20.






Link do publikacji :https://www.przeglad.ca/puchowy-sen-malgorzata-baran/

Focia : handmade


sobota, 6 lutego 2021

Zmarzły mi stopy i nie tylko

 Zmarzły mi stopy. Ale jak to zmarzły? Przecież jest zima, czyli w domu grzeją kaloryfery. Koty też grzeją. A mnie zmarzły stopy. Denerwujące jest zmarznięcie stóp. Od nóg zimno wędruje po całym ciele i w efekcie jestem cała zmarznięta. A przecież tylko stopy mi zmarzły. Bez sensu. Ubrałam się w polarek i zrobiło się troszkę cieplej. A w mieszkaniu przecież temperatura na plusie. Bunia śpi wywalona do góry kołami na kaloryferze, znaczy grzeją, a ja jak potłuczona siedzę w polarku z Tadziutkiem na kolanach i ze zmarzniętymi stopami. Jak to potwornie rozprasza uwagę. To zimno ciągnące się po ciele zamraża mi mózg. Nie mogę spokojnie przeczytać paru kartek książki. Wiercę się i kręcę, aż zniesmaczony moją aktywnością Tadziutek, schodzi z kolan i ostentacyjnie wędruje na drapakowe legowisko.

Skapitulowałam. Poszłam zaparzyć sobie kubek kawy i włożyć ciepłe paputy. Zrobiło się przyjemniej. Kawusia cieplusia rozlała się tym ciepełkiem po całym moim jestestwie. Ukokosiłam się wygodnie w fotelu z książką i przeniosłam się do krainy fantazji i smoków.

Błogostan przerwało pytanie Janka, wracającego z pracy: 

- Kochanie, czy ty aby nie zapomniałaś zamknąć okna w sypialni, odkąd wyszedłem z domu ? 

O matko...


Ciepłe paputy 

Taki nastrój miał być...

Obrażony Tadziutek , nie będę na Ciebie patrzył...