Weekend mija w tempie szalonym. Chętnie wydłużyłabym ten czas o drugie tyle co najmniej. Męczy mnie ta zima, głównie przez panujący prawie codziennie smog. Chyba nigdy jeszcze tak bardzo nie czekałam wiosny. A może wyczekuję zmian ? To też wysoce prawdopodobne, gdyż doszłam do punktu, gdzie kręcę się w kółko i nie rozwinę się bardziej. Pomijam rozwój własnych zainteresowań, z mojej osobistej inicjatywy.
Takie jakieś przesilenie mnie dopada...A może to znak nadchodzącej właśnie zmiany ?
Zobaczymy.
Ja dzisiaj wybrałam się na spacer by zobaczyć nowohuckie łabądki. Na zamarzniętej jeszcze tafli Zalewu Nowohuckiegov pasło się towarzystwo wszelakiej pierzastej maści od wszędobylskich gołębi poczynając, na kaczusiach kończąc. Były i one. Piękne, wielkie i dostojne łabędzie. Przechadzały się po lodzie, nie reagując zbytnio na rzucane im pożywienie. Były tak najedzone, że wydawało się, iż lód skrzypi pod ich łapami.
Popatrzyliśmy sobie w oczy, posyczeliśmy, po czym pozwoliły się fotografować. Niestety przez chwilę tylko. Potem poczłapały spalać zjedzone kalorie.
Człap, człap, człap.
Focie : handmade
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz