piątek, 23 czerwca 2017

Wakacje, czyli nie ma się z czego cieszyć...

Koniec roku szkolnego. Wreszcie, chociaż jeszcze nie dla mnie. Jeszcze tydzień pracy w projekcie i dopiero.
Cieszyć się czy się nie cieszyć ?
Pani minister edukacji zafundowała pedagogom wakacje, niech krew zaleje...
Oparta na kłamstwie, przeprowadzana w pośpiechu reforma edukacji, z beznadziejnymi podstawami programowymi. Likwidacja nauczycielskich miejsc pracy, cięcia etatów, rozgoryczenie, niepewność jutra.
I jak tu się cieszyć wypoczynkiem ? I jak tu spokojnie jechać na wakacje ? I jak wiązać koniec z końcem ? Jak nie mieć zszarganych nerwów ?
Zobaczymy co z referendum oświatowym.
W zasadzie powinnam siedzieć cicho i się nie przejmować, ponieważ mam na przyszły rok zapewnioną pracę (a może po tym wpisie nie mam ?), ale nie mogę, nie godzę się z taką wizją szkoły, jaką funduje nam władza.
Będę zbierać siły do walki o lepsze jutro edukacji, bo przed nauczycielami liceów wizja braku etatów stanie się wkrótce faktem.
Życzę nauczycielom, mimo tych paskudnych wizji odrobiny spokoju i wytchnienia. Dla nas samych i naszych podopiecznych.
Kiedyś ta tragifarsa, zwana reformą się wykopyrtnie.
A hoj przygodo !



Focia by Google

poniedziałek, 12 czerwca 2017

Małgorzaty dla Małopolski - edycja I

Pomysły lęgną się w głowie.
Zalągł się w głowie Małgorzaty Jantos, radnej krakowskiej .Nowoczesnej.
"Małgorzaty dla Małopolski", taka miała być nazwa robocza, ale została nazwą imprezy.
Małgosia zaraziła ideą Urząd Marszałkowski, Most Kobiet, Radio Kraków i mnie.
11 czerwca w sali obrad Rady Miasta Krakowa spotkały się Małgorzaty, Gosie, Małgochny, Gosieńki. Przez całą imprezę przewinęło się 64 Małgorzaty, w tym 83 letnia nestorka małgorzatowego zlotu.
Były wykłady o świętych patronkach naszych. Była bajka o Jasiu i Małgosi, podparta solidną psychoanalizą. Za filarami i na galerii sali czaił się Behemot, Faust i Mistrz. Małgorzata królowała.
Królowały też czerwone korale, które każda z nas, Małgorzat dostała w prezencie.
Były cudowne wystawczynie biżuterii, suknie wieczorowe, obrazy.


Pięknie, klasycznie zagrała Dorota, a lirycznie, romantycznie, bluesowo, mój osobisty mąż - Yanoosh.
Były mini kanapeczki i soki i loteria.
Coś dla ducha, coś dla ciała i nagroda główna, cud kreacja dla Małgorzaty.
Po imprezie byłam umordowana, ale szczęśliwa.
Małgośki, już tęsknię...
Do zobaczenia za rok !!!




















Focie by : Małgorzata nr 8, Zbyszko Dunikowski, handmade

wtorek, 6 czerwca 2017

Bez botoxu

Zaproszenie w skrzynce na badania medyczne.
 - No ha, ha  - pomyślałam.
Z reguły wyrzucam tego typu uloteczki, jednak ku swojemu zdziwieniu, tym razem tego nie zrobiłam.
Zadzwoniłam i zgłosiłam chęć swojego udziału w badaniach.
Stwierdziłam, że posłucham najwyżej o dobrodziejstwach merynosowych kołder albo o super dietetycznych potrawach, gotowanych w kosmicznie drogich garach.
Mam wolny dzień, więc godzinę mogę poświęcić. Ocenię wszystko chłodnym okiem specjalisty.
Tłum 70 + kłębił się przed wejściem. Stanęłam pokornie w kolejce, zostałam zarejestrowana. Starałam się nie wsłuchiwać w rozmowy pokolenia mojej matki, bo od tych dolegliwości, o których słyszałam, że tym ludziom dolegają, mogłabym się położyć i umrzeć w butach, tak od ręki.
Następnie zmierzyłam się z maszyną badającą i grzecznie powędrowałam na miejsce, czekając na prelekcję.
Nie chciano sprzedawać merynosów, ale maty masujące.
Ale o dziwo, prelekcje prowadził wykwalifikowany fizjoterapeuta, merytorycznie przygotowany i ogarniający w tenże merytoryczny sposób pytania padające ze strony zgromadzonej ludzkości.
Nie był też nachalny w  promowaniu produktu.
Na koniec dostaliśmy wyniki badań, wydrukowane przez medyczną maszynę.
Jeszcze pożyję :)
Mój organizm jest w dosyć dobrej kondycji. Drobne podrasowanie się przyda.
Jedyne co mnie zdziwiło, to diagnoza, że jestem lekko niedowodniona.
Piję bardzo dużo wody, mogę więcej. Przynajmniej rozprostują mi się niektóre zmarszczki...bez botoxu za pięć stówek :)


Focia by : http://myfitness.pl/fitness/1,107702,19436822,muszynianka-najlepsza-woda-mineralna.html

sobota, 3 czerwca 2017

Moje koty i soboty

Sobota, dzień kota. Albo pamiętaj, aby święcić święty dzień.
Sobota jest właśnie dla mnie takim dniem. Jest absolutnie święty, nietykalny i tylko mój.
Nie umawiam się w soboty na spotkania. Nie nauczam, nie załatwiam biznesów, rzadko odbieram telefony.
Święty dzień resetu. I kota oczywiście. Bez kota nie ma resety i już.
Lubię wstać w sobotę rano, przejść na bosaka do kuchni, nastawić sobie kawę. Otwieram okna, widzę zieleń, słyszę śpiewające ptaki. Wstają koty, które licząc na chrupaska, ocierają się przymilnie o moje kostki. Wszyscy jesteśmy jeszcze lekko zaspani, snujemy się po domu.
Pachnie kawa, kudłate chrupią chrupaski, odpalam kompa, leci "Good morning Galaxy". Cudownie.
Gdzieś w świadomości plącze się myśl, że to mój dzień, tylko mój.
Robię to co lubię.
Zakupy, jak każda rasowa kobieta, potem lekkie sprzątanie.
Zupełnie nie rozumiem generalnych porządków, jak się dba o dom na bieżąco, to się syf nie zrobi...
Gotuję obiad, jak lubię i jeśli zechce mi się coś upiec, zrobić soothie albo jeszcze co innego, robię to.
Zasiadam w fotelu i odpoczywam. Mruczące, kudłate maszynki, są zawsze gdzieś w pobliżu i albo łażą za mną krok w krok, albo okupują fotel, przeczuwając, że zaraz w nim zasiądę i będziemy się przytulać.
Teraz jestem na etapie picia drugiej kawy. Zaraz zabiorę się za robienie pasztetu drobiowego, który uwielbia mój mąż. Akurat będzie gotowy na wieczór, jak wróci.
Potem nałożę maseczkę na twarz, pomaluję paznokcie, obejrzę film.
Mój święty dzień luzu i robienia wszystkiego tego, na co nie mam czasu w tygodniu.
Taki mały czasoprzestrzenny azyl, czego i Wam życzę.


Koty w storczykach, odpoczywają.

Focia : handmade