niedziela, 4 sierpnia 2019

Łapy w cieście i zmiany pogody

 Zmiany pogody, uwielbiam...
Jestem meteopatką i albo na zmiany pogody reaguję pobudzeniem, albo totalną zamułą. Dzisiaj mam na przemian. Tak jak te chmurzyska i za chwilę słońce. Raz zjadam ibuprom, raz popijam kawę. Ogólnie cholera mnie bierze, bo nie mogę się na niczym skupić, jestem rozdrażniona, mam smaki a jak coś zjem, to mnie mdli i nawet cola nie pomaga.
Dzień w sumie się zaczął fajną wiadomością z Francji o tym, że Frankowi udało się przelecieć przez Kanał La Manche. Ściskam go serdecznie i gratuluję, bo dotychczas mogłam taką technologie oglądać w Bondzie. Szkoda tylko, że nie można w taki lot rodziny zabrać. Marszałek pewnie niepocieszony jest...
Ale o polityce dziś nie będzie, wystarczająco mi pogoda ciśnienie waha.
Postanowiłam się nie poddawać i zabrałam się za pieczenie mufinek. I oczywiście koty wyrosły jak z pod ziemi. Cudownie się zmaterializowały się tak jak wczoraj, gdy podmalowywałam zaplamioną ścianę. Wczoraj właziły mi do farby, a dzisiaj...najpierw wsadziły pyski do rozbełtanych jajek z mlekiem. Oczywiście, że podpiły trochę. Następnie zainteresowały się papilotkami, Ursus powyciągał je z foremki, bo szeleściło...Potem zajęły się wlewanym ciastem. I znowu Ursus wpakował łapę do zalanej foremki. Cały blat zapaprał, a ciasto poszło do śmieci.
W końcu się udało mufinki upiec. Schowałam, bo bydlątka będą chciały ukraść. Moi koci rozbójnicy akurat lubią słodkie. Teraz śpią.
Ciii...

Malujemy
Pieczemy
Śpimy
zdjątka: handmade

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz