niedziela, 3 października 2021

Nareszcie w domu i pomidorówka będzie

 Październik, mój ulubiony nadszedł. Te poranne mgły, ten chłód wieczorny, te kolory złote, czerwone i brązowe, ach...No i zapach opadłych liści. Zdecydowanie jestem jesieniarą, tylko, że zamiast książki mam laptopa i Google meets. Tak pracuję, tak lubię.

Ostatnie dni spędziłam we Wrocławiu na obozie naukowym, który troszkę przypominał konwencję wycieczek "Europa w 5 dni", ale było ciekawie. Nie nadążała tylko momentami moja pęknięta łąkotka, bardzo boleśnie nie nadążała.

Miasto przepiękne. Kolejna wizyta utwierdziła mnie w przekonaniu. Znajduję we Wrocławiu to wszystko, co lubię. Piękne fasady kamienic, przypominające te paryskie, czy antwerpskie. Gotyk piękny, choć nie tak monumentalny jak za odrzańską granicą i nowoczesne budynki, przeszklone od góry do dołu. Ogromna betonowa Hala Stulecia, która dla mnie pozostanie chyba "Ludową", zapamiętaną z koncertu Lady Pank całe lata temu. Te przestrzenie, to światło, ta akustyka. Japoński Ogród, powiew Wschodu z przepiękną roślinnością i leżaczkami :) Porośnięte dzikim winem Muzeum Narodowe. Najpiękniejsze. I tylko szkoda, że Muzeum Człowieka zamknięte, a bardzo chciałam obejrzeć ich zbiory. A ZOO, jak zwykle barwne. Udało mi się zobaczyć tygrysy, ale kotki rdzawe się nie pokazały. W sumie, nie dziwie się, aklimatyzacja in progress.

Osiem długich dni i nocy bez moich kotów. Za to jak wróciłam szał. Nie myślałam, że tak tęskniły. Tadzio na mój widok pomiałkiwał i rozdawał baranki. Stefanka wpakowała się na kolana, a Ursus chciał jeść. Bunia przywitała i poleciała do Janka, bo to on jest jej człowiekiem. a wieczorem szaleństwo, każdy chciał zwrócić na siebie uwagę. Gonitwy, przepychanki, wchodzenie na stół...Jak ja je kocham.

Wracam do codziennej rutyny, którą lubię. Teraz doceniam ją jeszcze bardziej. Z tej radości ugotuje pomidorówkę :) 














niedziela, 15 sierpnia 2021

Lucyfer koty mi opętał i kieliszek martini

 Zanurzyłabym nogi w zimnej wodzie jakiegoś Morza Bardzo Północnego. A tu, a kuku, Lucyfer dotarł i smaży wszystko dookoła łącznie z moimi kotami. Futrzaste nieboraki ledwo zipią. Jak mi ktoś powie, że koty kochają gorąco, to popukam się ostentacyjnie paluszkiem w czółko. Co za dużo, to i kot nie wytrzyma. Nie dziwię się więc, że z tego gorąca wpadają im różne pomysły do łbów, szczególnie jak prześpią upalny dzień i po zmroku jak rasowe wampiry zaczynają piekielne harce, tratując wszystko na swojej drodze. W szaleństwach przewodzi smarkata Stefanka i Tadziutek. Stefanka dosłownie smarkata, bo pozostałości po kocim katarze niestety zostały i maluch kicha i smarka. Chusteczek do nosa nie używa. Nie będę pokazywać okichanych szyb w świeżo umytych oknach. Wyobraźcie sobie. Jakby tego było mało, siada przed oknem na dupsku i smaruje po szybie łapami, łapiąc jakieś wyimaginowane stworzenia. Ty matka, bierz szmatę w łapsko i czyść to kocie okno na świat. 

Tadeusz natomiast biega po domu z zadartym ogonem, niby dziki mustang na prerii, wydając z siebie przedziwne dźwięki, coś jakby szczebiot nietoperza. Szczęśliwcy z nadsłuchem  wiedzą o czym mówię. Być może uda mi się kiedyś nagrać odgłosy Tadeusza i będzie to dokument na miarę śpiewających humbaków lub języka delfiniego. Nie jestem do końca pewna czy chce wiedzieć co on tam sobie popiskuje. Już kiedyś pisałam, że Tadek jest namiętnym wielbicielem wody i prysznicowym podglądaczem, co w obliczu Lucyfera udowadnia minimum dwa razy na dzień. Na wszystko to patrzy z góry, zdystansowany jak zwykle Ursus w swoim miałkunowym majestacie. Nie daje się wciągać w zaczepki Stefanki i Tadeusza, chyba, że dostaje strzała w ucho, wtedy cała dziesięciokilowa maszyneria kocia na chwilę się aktywuje i zachodzi błyskawiczna reakcja. Nigdy nie przypuszczałam, że taka Ursusia masa porusza się z taką prędkością. A potem pada. Za duży wydatek energetyczny równoważy jedzeniem wszystkiego z sernikiem, bigosem, zielem angielskim, mlekiem bezlaktozowym, kurczakowym trupem i co tam jeszcze dopadnie, np. ziemniaki z obiadu albo buraczka. Ten kot nieustannie robi masę. A kiedy rzeźba, ja się pytam? A nocą włazi na mnie i rozwala się jak długi. Budzę się w momencie, nie mogąc oddychać i mając zatkany nos kocimi kudłami. 

Bunia ma wywalone na całą Galaktykę. Jej wystarczy mój Janek, a właściwie nie mój, tylko jej i Ursus. Typowa dziewczyna z dwoma adoratorami. Z chłopakami jej dobrze. Janka kocha, a Ursusowi matkuje. Świetnie to wygląda, jak dwu i półkilowa koteczka opiekuje się kolosem. Normalnie od tych słodkości dostaje się cukrzycy, tym bardziej, że Duży sprawia wrażenie nienachalnie inteligentnego. Ale może jeszcze nabierze szlifów, ostatecznie jest teraz w wieku póżnonastolatkowym, co potwierdza kiełbie we łbie.

I tak sobie spędzamy wakacje. Tego lata w mieście. Pewnie gdzieś brykniemy jesienią albo zimą, czyli wtedy jak Baranom będzie temperatura sprzyjać, czyli około 15 stopni zaistnieje na termometrach...a jaka wtedy piękna jest Antwerpia i port, gdy unosi się nad nim mgła...marzenia, wspomnienia.

A teraz odczynię Lucyfera zimnym martini, czego i Wam życzę :) 

Zakochana w Ursusie Bubunia <3

Obwody przegrzane

Mame, nie będziemy się modelić

Tadeusz bije rekordy w spaniu na plecach :) 

Chłopcy uśpieni przez Lucyfera

Jakiej długości jest Ursus? 3/4 ławy :D



piątek, 30 lipca 2021

...jak "Lato z Radiem"

 Czytam i piszę, co pewnie nie jest, albo zaraz nie będzie czymś normalnym, jedynie kaprysem zepsutej do szpiku kości lewaczki, biolożki i o zgrozo, nauczycielki! Nauczycielki myślącej, uczącej o jajeczkowaniu, plemnikach i sposobach na to, by te byty nie zawsze się łączyły. Jakie cnoty niewieście? Chociaż jeśli się głębiej zastanowić to przecież nie chodzi o szydełkowanie, szycie patchworków, czy darcie pierza, a o honor, empatię, wolność wyboru czy mądrość. Naturalnie nie mam nic przeciwko tamborkom  i przygotowywaniu słoików na zimę, o ile są w proporcjonalnej ilości do wymienionych wcześniej cnót. Inny miły pan, pyta chyba mądrzejszej koleżanki, a w zasadzie całą paczkę kolegów i koleżanek o zasadność przepisów prawnych, których to zasadność nawet ja, proch intelektualny, rozumiem. Media organizują bezpłatne lekcje języka niemieckiego, prowadzone przez pewnego lektora z Wybrzeża, gdy osoba mająca do tego legitymację lektorską milczy. Zaiste, czasy kolorowe jak "Lato z Radiem"

Ale co tam, robić swoje trzeba i czytać alerty ostrzegające przed huraganami oraz innym gradobiciem. Szkoda, że nie ma takich alertów przeciwkowidowych, może by wtedy dotarło do tępych czerepów to, co w podstawowej szkole nie dotarło, o ponadpodstawowej nie wspominając. No chyba, że już wtedy co bardziej przewidujący pedagodzy uczyli wg zasad mających dopiero nastąpić. A mówi się, że to Lem był futurologiem...

Maluję. Odnajduję swoją pasję sprzed lat w ilustracjach. Pastele olejne, karton. Tylko pozytywne myśli. Założyłam swoją małą galerię na facebooku. Przestałam malować "do szuflady". Przeżyłam już tyle czasu na tym Łez Padole, że przestałam obawiać się plastycznego comming outu. Radujcie się więc razem ze mną kolorem, tematem i kreską.

I w takim tez duchu dobiłam do godziny 01.01. Nastał nam 31 lipca, Dzień moich urodzin. Życzę Wam, żebyście ze mną wytrzymywali jakoś, choć pewnie to nie nie będzie zawsze łatwe. Sobie natomiast życzę wszechogarniającej normalności i pogody ducha. 

Spełni się, jestem pewna.



Dzisiaj tylko selfiki, pszczółki i kotki :) 












wtorek, 13 lipca 2021

Reniferolandia i afrykańskie upały

 Rok szkolny się skończył, a ja milczę. Rozpoczęły się wakacje, a ja milczę. No ale jak mam nie milczeć? Konkurencję mam sporą, a w zasadzie bezkonkurencję, gdyż albowiem pana Suskiego mało kto przebije. Nawet by mi przez myśl nie przeszło, abym mogła w tak trudnej konkurencji brać udział. Mało tego, tropikalne upały wysuszają mój mózg do rozmiaru jakiegoś małego paproszka, nie większego niż ziarnko pieprzu. Kołacze się toto we wnętrzu czaszki nie dając nadziei na zapoczątkowanie jakiejkolwiek twórczej myśli. Jeśli taki stan potrwa dłużej, rozważę poważnie propozycję mojego męża dotyczącą przeprowadzki na Koło Podbiegunowe. Z Wami mogę się kontaktować przez satelity, a stacjonarnie będę uczyć miśki polarne, maskonury czy inne karibu. Z kotami też nie będzie większego problemy, bo Tadziutek i Ursus, to Tłuste Koty są i sadełko trzęsie się im na brzuszku, a jak leżą, przypominają foczki. Dziewczyny nieco delikatniejsze, ale futra maja niczego sobie, nie zamarzną. Ryby tylko będą musiały się przestawić na nieco inny ekosystem, ale dadzą radę, takie to prehistoryczne stwory - gniotsa nie łamiotsa. O, i nawet rusycyzm jakiś wkradł się do opowieści, dodając poprawności politycznej. 

Na tym Podbiegunowym Kole nie ma też pana Ministra Od Nałuki, który dobrze, że nosi maseczkę, ponieważ wypowiada swoje mądrości jakby doświadczał chybotania zębów. W sumie, to nie on jeden. "Cnoty niewieście"...no proszę Was...A może to od tego upału i powinnam współczucie i zrozumienie okazać? 

Tak czy inaczej, rozważam poważnie zamieszkanie w Reniferolandii. Mikołaj, to też argument nie do zbicia. Bardzo lubię tego gościa z lekką nadwagą, siwą brodą i w gustownym kubraczku, w kolorze, który również lubię. I te niskie temperatury, kiedy bardziej się ubierasz niż rozbierasz. Moja kobieca próżność byłaby nakarmiona...całe szafy ciuchów, marzenie.

A Tadeusza upał nie rusza, a może właśnie rusza? Zmienia mi się kocisko w jakąś małą syrenkę czy coś. Muszę sprawdzić czy mu błony pławne między palcami nie wyrastają. Zainteresował się wodą. Wystarczy odkręcić kran, a Tadek materializuje się w jednej sekundzie i domaga się taplania. Doszło do tego, że pakuje mi się pod prysznic, w momencie kąpieli. Zazwyczaj ładuje się pod prysznic przód Tadeusza, zatem łepetyna i przednie łapy umoczone. Łazi potem po domu i kapie. A może on jest angorą turecką, które kochają pływać, tylko my o tym nie wiemy, bo rodowodu w Fundacji nie dali, a może po prostu ma potrzebę taplania? Cóż, bycie Kotem, to stan umysłu, czego Wam i sobie życzę.

Żar tropików w Parku Krakowskim


Tuż przed deszczem


...i po deszczu, raj dla Tadeusza


A gdzie te płetwy ?

A mnie się marzy...ach






wtorek, 22 czerwca 2021

Ćwiartka pękła

 Czas jest dla mnie pojęciem względnym. Nigdy nie pamiętam o urodzinach, imieninach, rocznicach, mało tego - nie odczuwam upływającego czasu. Nie oznacza to naturalnie, że mam go nieograniczoną ilość i tutaj właśnie pomaga mi zegarek czy komórka. Gdy prowadzę wykład czy zajęcia nie spoglądam na czasomierz, a jak złapię flow, to słyszę często bardzo kulturalne uhm, uhm...Pani Profesor, uhm, uhm, dzwonek był pięć minut temu. Przy nauczaniu zdalnym nastawiałam alarm w telefonie, żeby nie przeginać. 

Nie powiem, że czuję się jak nastolatka, bo się nie czuję i nigdy, przenigdy nie chciałabym powrócić do lat nastu, kiedy miałam kiełbie we łbie i nie miałam siwego pasma włosów nad czołem. Chociaż gdy się głębiej zastanowić, to ten poziom kiełbi czasem mi wzrasta :) Po prostu, młody duch...

Możecie wierzyć lub nie, ale przez zupełny przypadek przypomniałam sobie o mojej i Jankowej rocznicy ślubu. Wczoraj sobie przypomniałam, na zasadzie olśnienia chwilowego...

Mojego męża poznałam po studiach, w okolicznościach najzwyklejszych, bez nagłego ścięcia z nóg, mroczków przed oczami oraz innych towarzyszących objawów neurologicznych. Nie odjęło mi mowy, nie miałam kołatania przedsionków i najnormalniej w świecie nie załapałam, że wpadłam facetowi w oko. On chyba też nie do końca załapał. Moja znajoma, która znała całą sytuację od razu mówiła, że podobam się temu gościowi...Oświadczył się, padając na kolana gdzieś w okolicach Placu Mariackiego. Tak po prostu, bez kwiatów, pierścionka itepe, ale obydwoje nie przywiązywaliśmy i nadal nie przywiązujemy wagi do takich szczegółów.

Nie chcieliśmy brać ślubu, ale rodziny tak suszyły nam głowy, że w końcu, by nie słuchać tych audycji, zdecydowaliśmy się zalegalizować związek. Wesela też nie było, ku zgorszeniu i oburzeniu moich ciotek.

To było 25 lat temu. Policzyłam na komórce. 

Przyznaję Jankowi medal za to, że wytrzymuje ze mną bez słowa skargi, chociaż strzelam fochy, bywam zołzowata, uszczypliwa i jadowita. Jeśli czegoś mogę sobie z tej okazji życzyć, to tylko tego abyśmy nigdy nie liczyli czasu spędzonego ze sobą.

Janku, wytrzymuj ze mną tak pięknie...

ćwierć wieku temu  w USC na Lubelskiej



i obecnie 







środa, 2 czerwca 2021

Długi weeked, kapusta i spacery z Tadziem

 O, tak. Ten długi weekend przyda mi się. Będę odsypiać korektę książki, a przede wszystkim szok po powrocie do pracy w trybie stacjonarnym.

Nie, nie narzekam. Po prostu stwierdzam fakt. Tak samo miewam po powrocie do pracy po wakacjach. Moi uczniowie życzyli mi więc miłego odsypiania. A jak już się wyśpię, to będę jeździć na rowerze. Potrzebuję ruchu. Kilka miesięcy siedzenia przed kompem zrobiło swoje. Takie mam plany.

A jutro Boże Ciało, zazwyczaj leje i grzmi w tym dniu. Zobaczymy jak będzie jutro. Na pewno będzie młoda kapusta zasmażana, taka na maśle z koperkiem. Dzisiaj na sam widok warzywa doświadczyłam ślinotoku. I ziemniaki młode do tego. Bajka, powiadam Wam. Tyle mi będzie do szczęścia potrzebne. Gotowanie, to czynność, która z chęcią wykonuję od rozpoczęcia lockdownu. Po prosty miałam więcej czasu i tak jakoś się zakręciłam. Jednak nie napiszę poradnika kulinarnego :) Wolę o zwierzątkach pisać.

A co do zwierzątek, Tadziutek chce wychodzić na spacer dwa razy dziennie. Prosi tak, że aż serce się kraje, a tu nie da rady z nim tak często wychodzić. Wielkie serduszko tego stwora nie przestaje mnie zadziwiać i jego otwartość w stosunku do innych zwierząt i ludzi. z każdym, kogo tylko spotka wita się serdecznie. Ma zajawki na pieseły. Kocha. Może on też ma w sobie takiego wewnętrznego pieseła. Ostatnio biega za rzucanym patykiem, chociaż nie aportuje...a może to tylko kwestia czasu ?

Najlepszą kumpelą Tadziutka jest Stefanka - Szatanka. Razem demolują mi mieszkanie sześć razy dziennie i ze dwa razy w środku nocy. Najlepszą zabawką jest silikonowy żwirek wyciągnięty z kuwety...no comment. Teraz śpią i szykują się do nocnego brykania. Może i ja powinnam się już położyć ? Dobrej nocy zatem, a jutro kapustka...mniam :) 

W zieleni


Ancymony odpoczywają


i będę spacerować



niedziela, 16 maja 2021

Nowy początek od jutra

Zakończyłam ogromny projekt edukacyjny, 100 godzin w moim wykonaniu. Struny głosowe napięte do granic możliwości. Momentami nawet Jankowe ćwiczenia głosowe nie dały rady. Ale jest ok. Wirus też w odwrocie, więc jest się z czego cieszyć. Jutro wracam do pracy stacjonarnej. Zobaczę moich uczniów i pewnie ich nie poznam, bo przecież od września widziałam tylko online, a przecież oni rosną. W zasadzie, to takie jakby rozpoczęcie roku szkolnego na miesiąc przed jego końcem. Sama nie wiem czy to jest dobra decyzja, nie mniej jeśli odniesie skutek pozytywny dla psychiki dziecisków, to ok. Jutro też druga daweczka nanochipów. Zobaczymy jak Astra zadziała tym razem. Po pierwszej dawce czułam lekki dyskomfort, może i druga mnie nie sponiewiera.

A dzisiaj odpoczywam. Spacer, szarlotka u Anki i znowu spacer. Spalam kalorie :)


 








wtorek, 13 kwietnia 2021

Rower i Jankowy nowy program

 I co ? Śnieg z deszczem za oknem w nowohuckim świecie. Zimno, ale nie będę kaprysić, bo wolę tak, niż 35 stopni na plusie w cieniu. Tak, też wiem, że takim poglądem nie zjednam sobie wielu sprzymierzeńców. Nie jestem jednak dyplomatą w tej kwestii. 

Lockdown bokiem mi wychodzi. Dzielnie czekam do 18 kwietnia. Może korona  zrobi przyjemność urodzinową mojemu Jankowi i pójdzie sobie precz. Było by miło ze strony wirusa, ale biologiczna logika podpowiada mi, żebym się nie nastawiała na taką ewentualność...

Wyciągnęłam rower. Pojechałam w dwugodzinną trasę i porażka. Siedzenie moje osobiste dawało mi znać o swoim istnieniu przez trzy dni. Oj, brak treningu, a przecież siodło żelowe, mięciutkie. Nadrabiam dzielnie zaległości i nawet skłonna jestem jeździć na rowerze do pracy. Naturalnie jeszcze nie, bo niby jak z piwnicy do salonu i komputera ? Mam chęci i nie tylko ja, bo jak gdzieś ostatnio wyczytałam, ruch rowerowy w naszej krainie wzrósł o 29%. Niestety nie podam źródła informacji. Nie pamiętam. Zapewne nieprędko zostaniemy drugimi Niderlandami, ale jest progres.

A wieczorami pracuję nad wspólnym projektem z Jankiem i Tadziutkiem :) . Ale nic Wam więcej nie powiem. Za to o Jankowej pracy mogę mówić. Szykuje się nowy program koncertowy. Z przebojami nieżyjących już polskich artystów. Zza drzwi pracowni płyną piękne dźwięki w nowych aranżacjach. Czekajcie z niecierpliwością. Myślę, że warto.

A koty, jak to koty. Dzisiaj mają wszystko "głęboko w szufladzie".

Sprawca mego bólu



Chłopcy wyluzowani ponad miarę



Tadziutek pomaga w projekcie. Czy na pewno pomaga? :D

Jaś

i Małgosia


Focie : handmade prawie wszystkie

poniedziałek, 29 marca 2021

Czy obwód bioder ma związek z home office ?

 Pandemia poszła mi w biodra. Nie wiem ile ważę, ale "zmężniałam" pewnie do rozmiaru 48, co mnie nie cieszy, ale też ma swoje pozytywne strony, gdyż chyba przewidując katastrofalne skutki pracy w systemie home office, zakupiłam nowy dres marki no name, ważne, że wygodny, ze sznureczkiem w talii. A także dwie pary jeansów z lycrą, które nadają piękną, opływową linię moim zmężniałym biodrom. I jakoś wcale nie raduje mnie proporcjonalny rozrost górnej części klatki piersiowej. Dobrej jakości biustonosz, to wydatek rzędu 300 zł, a mąż artysta, od roku kasy nie przynosi. Jak żyć, kiedy teatry zamknięte, siłownie zamknięte, baseny zamknięte, tylko kościoły otwarte, no z limitem. To może jak ten limit taki jest, można by parkour po ławkach poćwiczyć. Pomimo wielkiej ciekawości, raczej nie zaryzykuję i chyba zacznę uprawiać te szatańskie wygibasy, zwane yogą. Może mnie jaki demon nie dopadnie, a Guru nie przekabaci na swoją stronę. A może i przy okazji tej praktyki stracę wałeczek w pasie i obwód w łydce też się pomniejszy. A, i słyszałam, że to dobre też dla głowy jest, można uzyskać chill i zen, a to już coś, szczególnie jak w godzinach wieczornych masz widzenie Mateusza, albo Zbycha, albo jeszcze którego tam Sebastiana. Zen wtedy jest wręcz pożądany.

Zakupiłam matę, klocki, dresik już mam. Będzie jedynie problem z kotami, bo też chcą zen i yogę, wszystkie cztery naraz. Mogłam kupić dwie maty...Koty też zmężniały.

Zdrowia życzymy <3

Zmężniały Ursus 10 kg kota





Przyjemne z pożytecznym


Albo tylko przyjemne :) 

Focie handmade and Google

Zapraszam 🙂 do czytania, komentowania, subskrybowania i uśmiechu.