czwartek, 23 kwietnia 2015

Coś się kończy, coś zaczyna...

Coś się kończy, coś zaczyna...jak powiedział Ktoś, kiedyś.
Kolejny rocznik z pofałdowanym mózgiem (szczery szacuneczek dla mojej Grupy), idzie w Świat, szukać swojego miejsca.
Nie, nie, żaden tam syndrom "pustego gniazda" itp. Po prostu układam książki i porządkuję notatki rzucone byle jak w przepastną szafkę.
I znalazłam !
Moją ukochaną książkę, zakopaną w papierzyska.
"Znaczy Kapitan" Karola Olgierda Bochardta.
Dla mnie wspomnienie dzieciństwa, inspiracja do przeżywania przygód tak ekscytujących, że "Piraci z Karaibów" miękną w przedbiegach. Opowieści, dzięki którym od zawsze kocham morze i okręty i Tych Ludzi i Te Charaktery, a moim, jeszcze nie spełnionym marzeniem jest praca w oceanarium.
Dziękuję, że mnie Pan dzisiaj znalazł, Znaczy Kapitanie !





http://pl.wikipedia.org/wiki/Mamert_Stankiewicz

środa, 22 kwietnia 2015

Zawsze jakiś pożytek...



Kuśtyk, kuśtyk, kuśtyk...
Odwiedzony przeze mnie z własnej i nieprzymuszonej woli ortopeda, powykręcał mi stopę w takich płaszczyznach, o jakich do tej pory nie miałam pojęcia. Chrupało, strzelało i boli...
I po jaka cholerę tam polazłam? Chociaż technicznie nie mam się czego czepiać. Termin przyzwoity jak na polskie NFZ-owskie prawidła, ortopeda młody i kompetentny, nie trzystuletnia mumia z demencją, do której od dawna nie ma ogonka pacjentów. Przychodnia czysta, babeczki w rejestracji uśmiechnięte...a w drodze do domu zrobiłam kilka fajnych zdjątek.
Zawsze jakiś pożytek :D





wtorek, 21 kwietnia 2015

Zagrożenie chorobą wrzodową

Ludzki żołądek ma kształt worka zbudowanego z mięśni gładkich (tak, tak to te, na pracę których nie mamy wpływu) od wewnątrz pokrytego warstwą śluzu, która zabezpiecza przed niepożądanym działaniem soków trawiennych o bardzo kwaśnym odczynie. Mieszanina kwasu solnego i enzymów trawiennych bez problemu mogłaby uszkodzić warstwę mięśni żołądka. Choroba wrzodowa polega między innymi na uszkodzeniu śluzówki, która przestaje pełnić swoją ochronną rolę, pozostawiając warstwę mięśniową na pastwę żrących soków.
Wrzody są więc nadżerką. 
Żarłoczna bakteria
Co powoduje tę dolegliwość i jakie czynniki uprawdopodobniają jej powstanie? Sprawcą naszych kłopotów jest bakteria Helicobacter pylori, wyglądająca na mikroskopowych zdjęciach zupełnie niegroźnie i nawet sympatycznie. Mnie kształtem przypomina małą, milutką mątwę... ale niech nas jej wygląd nie zmyli.
Światowa epidemia
Szacuje się, że bakterią zarażone jest około 70 % naszego społeczeństwa, a w krajach trzeciego świata około 100 %. Helicobacter powoduje 75 % choroby wrzodowej żołądka oraz 95% przypadków wrzodów dwunastnicy – takie dane przerażają.
Chorobotwórczym drobnoustrojem zarażamy się w zupełnie prozaicznych okolicznościach. Wystarczy zaniedbać zasady higieny, spożyć skażony nabiał czy wodę a w przypadku dzieci wystarczy kontakt z brudnym smoczkiem czy zabawką. Bakteria lubi kwaśne środowisko żołądka, dlatego gdy dochodzi do większego zakwaszenia treści pokarmowej, sprzyja to rozmnażaniu bakterii – a im jest jej więcej tym większe spustoszenie sieje w śluzówce.
Powinniśmy więc unikać pokarmów silnie zakwaszających nasz żołądek – tłustych mięs, sosów i zup z dodatkiem zasmażek, produktów pełnoziarnistych czy powodujących wzdęcia. Starajmy się też unikać spożywania alkoholu, kawy, palenia tytoniu, długotrwałych sytuacji stresowych.
Przewlekłe, nie leczone wrzody mogą zacząć krwawić, wtedy w treści żołądkowej chorego możemy zaobserwować substancje przypominającą fusy z kawy a będące ściętą krwią. W poważniejszych stanach może dochodzić do obfitego krwawienia i krwawych wymiotów oraz do perforacji (podziurawienia) ścian żołądka i bezpośredniego zagrożenia życia.

Co jeść a czego nie jeść
Leczenie choroby polega na eliminacji bakterii antybiotykoterapią oraz stosowaniem odpowiedniej diety, dającej wytchnienie nadwyrężonemu organowi. W diecie polecane są: chude mleko i jego przetwory, pszenne pieczywo, gotowane warzywa, potrawy przygotowywane na parze lub pieczone w folii oraz regularne przyjmowanie posiłków w małych porcjach.
Na szczęście nie mam szczególnych problemów z żołądkiem, tłustości i mleka nie lubię, problem palenia papierosów już mnie nie dotyczy… mogę sobie pozwolić na małą kawę i obiecać sobie mniej stresów w życiu... ale to już inna historia

pH /kwasowość lub zasadowość/ niektórych pokarmów :
Cola 2,5
Kiszona kapusta 3,4
Wieprzowina,wina, sery, czekolada 3
Kawa, kwaśne mleko 5
Jajka, ryba, jogurt 6




Źródło:
Photos by Google
Poradniki medyczne
http://pl.wikipedia.org/wiki/Skala_pH
http://portal.abczdrowie.pl/dieta-w-chorobie-wrzodowej

niedziela, 19 kwietnia 2015

Co można robić po przeczytaniu książki ?

Przeczytałam. W końcu coś przeczytałam.
Nie było ro czasopismo branżowe, nie był to najnowszy numer "Science" ani nawet "Wróżki".
Dopadłam "trupa", "Trudnego trupa" Chmielewskiej.
Sama już nie wiem czy to atak alergii, czy śmiech szczery spowodował moje chrumkanie, pociąganie nosem i chichotanie. Przepona drgała mi z taką częstotliwością,że Bazyl śpiący na moim brzuchu podskakiwał co jakiś czas, łypiąc na mnie z dezaprobatą świeżo przebudzonym ślipiem.
Odłożyłam książkę.
Bazyl obrócił się na plecy i zasnął z lekko uchylonym pyszczkiem.
No bo co można robić po przeczytaniu książki ?
Purrr...


środa, 15 kwietnia 2015

Przyświeciło

Jak dobrze być kotem, takim kotem, który ma swojego człowieka i o niebo lepiej niż w starożytnym Egipcie. Pełna micha, spacery po ogrodzie, fotel w charakterze drapaka, bo kto by tam ostrzył pazury na drapaku...phi oraz rozmyślania o porządku Wszechrzeczy.
Każdy kot, który nie musi walczyć o jedzenie i dom, a nawet wtedy kiedy musi jest nieprzeciętnym obserwatorem, analitykiem i filozofem.
Mam ogromną przyjemność obserwować te kudłate stwory i obracać się w Filozoficznym Klubie odkąd pamiętam, starając się poznać i zrozumieć o co chodzi...a przynajmniej uczyć się radości życia.
Stoicyzm koci ujawnia się szczególnie, gdy ciepłe słoneczne promienie malują świat za oknem i kocie futerka również, a ślepka mrużą się od nadmiaru światła.
Trójka moich filozofów zalega wtedy na piedestałku przy oknie.
Promienie słoneczne zaraz meldują się na puchatych futerkach i złocą refleksami firankowe cienie na ścianach, na mnie i na kocich uszach.
Jak dobrze być kocim filozofem...z czerwonymi od słońca uszami...



wtorek, 14 kwietnia 2015

Taki plan

Specyfiką zawodu belferskiego jest praca według "podziału godzin". Rozkład taki jest konstruowany według reguł-prawie-magicznych i chociaż w dzisiejszych czasach przy pomocy programów komputerowych...nie do ogarnięcia przez śmiertelników. I jak to się w tej konstrukcji zdarza, raz człowiek jest na posterunku  9 godzin, a innym razem 3.
Dzisiaj był dla mnie ten "krótszy" dzień.
Zajęcia miałam zaplanowane bladym świtem, więc w trzy godziny po nim, byłam wolna. Standardowo w takie dni załatwia się wszystkie urzędowo-zdrowotne historie, gdyż jesteśmy dyspozycyjni w tych samych godzinach co inni urzędnicy.
Urząd odbębniłam szybko i wolna jak ptak, postanowiłam poobcować z architekturą. Ale jakoś odechciało mi się obcowania pośród tłumu, jaki wyległ na ulice przy pięknej pogodzie.
Park Krakowski był najlepszą opcją...świeża zieleń, złoto rozkwitłych kilka godzin wcześniej mniszków, kosy i kwiczoły kwiczące jak opętane, ciepłe słoneczne promienie...
...tak, tak Panie Trzmielu, może Pan przysiąść się na chwilkę :)



poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Faceci...

Z facetami zawsze jest jakiś problem.
Źle jak są, snują się po domu, przekładają nasze rzeczy, bałaganią. Źle jak ich brak i nie snują się po domu, nie przekładają naszych rzeczy i nie bałaganią…
Ten tak samo...nadleciał, bałagani, doprowadza do bólu głowy i wzrostu ciśnienia krwi swoim zachowaniem…
Stefan.
Huragan Stefan.

piątek, 10 kwietnia 2015

Stare jest fajne

Stare mury, stare przedmioty mają klimat. Lubię włóczyć się to tu, to tam i podglądać przeszłość. Śmiem twierdzić, że jestem zaprzysięgłym Jej podglądaczem. Ofiarą padła jedna z ekspozycji Muzeum Narodowego w Krakowie :D
                                                                                                                                                                                                                                                                                  





sobota, 4 kwietnia 2015

Święcone



Przygotowania do Wielkanocy idą pełną parą.
Jeszcze tylko trzeba wybrać się po pieczywo do lokalnej piekarenki, dokupić to i owo, a przede wszystkim coś, bo jak wiadomo z wieloletnich badań zazwyczaj to coś jest nam nieodzowne do życia właśnie w Niedzielę Wielkanocną.
Krzątanina, bieganina, odhaczanie check listy.
Zapach sernika, sałatki jarzynowej, barszczu pobudzają wyobraźnię i żołądek.
I jeszcze odrobinę bukszpanu do koszyczka ze święconką.
A w koszyczku szyneczka, chrzanik, jaja, chlebek i co tam jeszcze kto chce.
Wszak święcimy pokarmy.
Do święcenia, po święceniu, biegiem, biegiem, jeszcze obiad przygotować, jeszcze zadzwonić do kuzynostwa z życzeniami, jeszcze wynieść święcone do spiżarni, jeszcze przynieść ze spiżarni sok agrestowy…jeszcze wymalować paznokcie i wyprasować ciuchy, w które wskoczymy aby ślicznie wyglądać przy świątecznym śniadaniu.
O! – już 23.12 się zrobiła, idę spać.
…jutro dodam święconej kiełbasy do barszczu…zzz…zzz
Wielkanocny niedzielny poranek wita mnie dwoma stopniami na plusie za oknem…
Nie tracąc nadziei na ciepły dzień, idę do spiżarni po koszyczek ze święconką, bo trzeba domownikom piękne śniadanie przygotować.
Otwieram spiżarnię i coś mi nie gra. Serwetka z koszyczka na podłodze. Na serwetce ledwo obudzony kot Bazyl. Święcona kiełbaska w brzuszku Bazyla…
…W tym całym przedświątecznym wariactwie, zamknęłam kocurka na calutką noc, niechcący w spiżarni…
Do barszczu dodam najzwyklejszej kiełbasy…Wesołych Świąt !

środa, 1 kwietnia 2015

Rekolekcje





 
Może nie wykażę się zbytnią błyskotliwością cytując Słownik Języka Polskiego, ale:
Rekolekcje →w Kościele katolickim: nauki połączone z mszą, mające na celu umocnienie wiary i odnowę moralną» za Słownikiem Języka Polskiego PWN.
…no właśnie.
Katolicy przeżywają Wielki Post, przygotowując się do Świąt Wielkiej Nocy, czasu zmartwychwstania Chrystusa.
Spotkania rekolekcyjne odbywające się w tym czasie mają wyciszać, pogłębiać wiarę, budzić refleksję, dawać szansę na rozwój duchowy i stawanie się lepszym katolikiem, lepszym człowiekiem, co jest ideą cenną, piękną i mądrą...
…tymczasem…
Od 1990 roku w Polsce  jednym z przedmiotów obowiązkowo nauczanych w publicznych szkołach jest religia katolicka.
/Jeśli drogi Czytelniku chciałbyś w tym miejscu zapytać mnie, słusznie przeczuwając pewne moje przemyślenia, to potwierdzę…Tak, jestem przeciwna religii jako obowiązkowemu przedmiotowi w szkołach publicznych. Jest to jednak refleksja na zupełnie inny felieton, chociaż pewnych zbieżności nie uniknę/.
Kontynuując myśl, wraz z religią zagościły w szkołach rekolekcje.
Od prawie czternastu lat obserwuję stopniową degradację znaczenia, trywializację i bezmyślność organizacyjną rekolekcyjnych spotkań w szkołach .
W podstawówkach problem dotyczy raczej dzieci, które nie biorą udziału w rekolekcjach, one  najczęściej pozostają w domach. Jest to podyktowane koniecznością zapewnienia dzieciakom bezpieczeństwa. Należy cieszyć się, gdy w pobliżu są dziadkowie, którzy zaopiekują się latoroślą. Jeśli dziadków brak, wynajmujemy nianię, której oczywiście płacimy, bo bycie nianią to praca jak każda inna a na dodatek bardzo odpowiedzialna. Gdy niani nie ma, zawsze możemy się postarać o urlop u pracodawcy i samodzielnie zatroszczyć się o dziecko w jego „wolnym czasie” rekolekcji. Nie ma co narzekać, że szkoła powinna opiekę zapewnić. W końcu to nasze dziecko, chcieliśmy go mieć…nie ma co robić afery o trzy dni urlopu.
W gimnazjach, przynajmniej w tych, do których uczęszczają dzieci moich znajomych rekolekcje są organizowane na pierwszych bądź ostatnich godzinach lekcyjnych. Ułatwia to nieco życie nie uczęszczającym na takie spotkania gimnazjalistom. Są jednak takie szkoły, gdzie rekolekcje są organizowane w ciągu dnia szkolnego. Wtedy dzieci nie biorące udziału w spotkaniach lądują na około dwie godziny w świetlicy, razem z innymi nie-rekolekcjonistami oraz całą resztą uczniów w ilości zależnej od wielu zmiennych. Ktoś powie, że się czepiam tej przymusowej przerwy w lekcjach i ten czas można poświęcić na naukę, odrabianie zadania domowego, itp.
Odpowiem, że oczywiście można. Świetnym treningiem na naukę czegokolwiek ze zrozumieniem będzie uczenie się z dwudziestką innych bliźnich mniej lub bardziej hałaśliwych, przebywających w tym samym czasie z naszą pociechą w tej samej świetlicy.
Można też, co czynią niektórzy organizować dziecku w czasie rekolekcji ortodontę, poradnię PP czy inne atrakcje. Dodam tylko, że te atrakcje są wybierane też przez te dzieci, które z racji deklarowanej wiary powinny odbywać rekolekcje. No ale przecież jest tyle zajęć dodatkowych i przecież nasza pociecha musi się dostać do najlepszego liceum i musi, musi, musi i czasu brak…
Ale najfajniejsze rekolekcje mają licealiści.
Jeśli są już osobami pełnoletnimi, sami mogą decydować o tym czy chodzą na religię i biorą udział w rekolekcjach czy też nie. Decydują o tym czy nie chodzą na religię ale idą na rekolekcje albo proszą rodziców o wystawienie lewego zwolnienia z rekolekcji…bo tak, albo proszą o prawdziwe usprawiedliwienie nieobecności na rekolekcjach z powodu korków z chemii, majcy lub okazji kursu prawka jazdy.
Pełna dowolność bez względu na wyznawaną wiarę i deklarowane postawy etyczno- moralne.
Są też i takie przypadki, gdzie z założenia w tym czasie do szkoły się nie przychodzi, bo po co wracać z rekolekcji na jedną, dwie lub ileśtam lekcji, bo po co iść w ogóle na rekolekcje, lepiej zaliczyć dwa polskie i ulotnić się jak przysłowiowa kamfora…
W tych wszystkich „kombinacjach alpejskich” są i nauczyciele.
Bo młodzież do kościoła na rekolekcje trzeba zaprowadzić, bo Dyrektor kazali, bo jesteśmy odpowiedzialni za bezpieczeństwo uczniów, bo co by było, gdyby było? Ale żeby tak licealistów z rekolekcji do szkoły przyprowadzić, przy okazji obecność im sprawdzić…to już nie, bo…Bo pewnie uczestniczenie w modlitwie i kontemplacji czyni uczniów bardziej odpowiedzialnymi i bardziej wypadkoodpornymi, a poza tym droga ze szkoły do kościoła jest bardziej niebezpieczna niż z kościoła do szkoły.
Że absurd, ależ nie zaprzeczę. Ale nie tylko o piętnowanie absurdu mi chodzi.
Mnie zastanawia, jakie wartości przekazujemy naszym podopiecznym, pozwalając im na takie zachowania. Jakie postawy kreujemy, udając, że nie ma problemu nagminnych oszustw i kłamstw pod szyldem rekolekcji. Dlaczego sami sobie nie odpowiemy uczciwie na pytanie…no to jestem czy nie jestem wyznawcą religii katolickiej i jej zasad. Przecież nikt nikogo do niczego nie zmusza.
Patrząc na ten cały, łagodnie mówiąc galimatias rekolekcyjny, jestem przerażona…
Ale w sumie czego oczekiwać od nastolatków, którzy mają jeszcze „kiełbie we łbie”, gdy jedna ze znajomych nauczycielek, na forum klasy /klasa w tym dniu jest podzielona na grupy i jedna z grup kończy zajęcia dopiero po rekolekcjach/ radośnie oznajmia:
„Ci z Państwa, którzy chodzą na religię idą ze mną do kościoła.  Po rekolekcjach wracają do szkoły. A ci z Państwa, którzy nie idą na rekolekcje, mają WOLNEEEEE ! (gest Marcinkiewicza)…
Rekolekcje → w Kościele katolickim: nauki połączone z mszą, mające na celu umocnienie wiary i odnowę moralną» za Słownikiem Języka Polskiego PWN.