czwartek, 30 lipca 2015

Zwariowany dzień

Co za zwariowany dzień.
Emocje od tych totalnie pozytywnych do skrajnie negatywnych.
Zacznę od tego paskudztwa...
...chyba wreszcie ujawniła się przyczyna smogu w Stołecznym Królewskim Mieście Krakowie. Tak na prawdę to nie smog, tylko opary zgnilizny moralnej unoszącej się nomen - omen znad Placu Wszystkich Świętych. I jeszcze tylko tak zaznaczę na marginesie, że przykład idzie z góry, zahaczając o te pomniejsze  przyżłobowe szczebelki, których od paru dekad trzymają się herszcikowie. Z tej przyczyny smog bardziej gęsty i gęsty...Zobaczymy co w efekcie sprokuruje Prokurator.
A z tych milszych...
...poznałam wspaniałych ludzi, pasjonatów Azji w Szkole Letniej Studiów Azjatyckich IBiDW oraz Centrum Języka i Kultury Chińskiej UJ i Instytutu Konfucjusza w Krakowie.
Niektórych, znałam wcześniej ale nie miałam pojęcia, że mamy wspólne zainteresowania. Trzeba było drogi przez Pekin i Tokio, aby spotkać się na zajęciach w Krakowie.
Trochę żal się rozstawać, ale wierzę w potencjał i w to, że nic nie dzieje się bez przyczyny i nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa.
 再见!Mam nadzieję, że niedługo i dziękuję Wam wszystkim ^^

Na zdjątkach : Mocna grupa chińsko - japońsko - koreańsko - tajska z mentorami Kasią Liwosz i Jackiem Adamusem.
fot: aparat Kasi, który pojechał na wakacje :D

Kaligrafia jest strasznie trudna. Nie jest zupełnie związana z malowaniem sobie kresek na powiekach, mimo że używamy pędzelka i tuszu. Pan Li miał z nami siedem światów...
fot: Kasia Liwosz

Przedstawiciele chińskiego fragmentu układanki :) Ela, Olek i ja.
fot: Kasia.
Kasia, następnym razem kijek do selfi obowiązkowo :D
...i dyplom...tadam !
fot: handmade w moich bambusach


sobota, 25 lipca 2015

Sielanka z barszczem czerwonym w tle

Środek nocy. Wydawać by się mogło, że albo dopadła mnie  bezsenność albo może jakieś bardziej romantyczne okoliczności.
Biorąc do analizy mój profil PSYCHOLogiczny, właściwie jest romantycznie. Skończyłam opracowanie o chorobach wirusowych, w tym oczywiście o moich ulubionych, eboli i ospie prawdziwej. Kto nie wie o czym mówię, niech poczyta to tu, to tam i uzupełni wiadomości. Zdradzę tylko, że szczepienie przeciw czarnej ospie nie jest obowiązkowe, bo WHO twierdzi, że zlikwidowano wirusa. Już widzę rozradowane pyski bioterrorystów. Nie mówię, że już natychmiast ale mówię, że gatunek Homo s. nie potrafi uczyć się na błędach, co w perspektywie pewnie da szansę ewolucyjną chociażby w miarę pojętnym głowonogom.
Dywagacje biologiczne zostawiam mojemu drugiemu blogowi "Plaskatym łapom Pana Dziobaka", z którym wystartuję niebawem.
A tak w ogóle to moje życie w roli żony muzyka jest wywrócone do góry kołami, gdyż ponieważ bardzo nie lubię spać jak mój rockman wraca po koncercie do domu, właśnie tak jak dzisiaj...więc czekam, pichcąc cośtam, żeby ciepłe zjadł jak przyjedzie. Poza tym, że o godzinie 01.10 a.m, to bez żadnych ekscesów, żadnych tam sex and drugs and..., tylko barszczyk czerwony z krokietem.
Jutro, właściwie dzisiaj runda z dżumą, tężcem i innym trądem...sielanka :D






Focia Yanoosha z wczoraj, projekt "Amela" Antka Krupy. Zdjątko made by "Folwark Stara Winiarnia" http://www.folwarkstarawiniarnia.pl/

czwartek, 23 lipca 2015

Koń by się nie uśmiał

W zasadzie, to chyba niewiele można napisać po przeczytaniu takiego artykułu. A może właśnie można i trzeba. Tutaj lineczek:

http://www.radiokrakow.pl/rozmowy/grzegorz-lipiec-nie-powierzylbym-w-tym-momencie-stanowiska-janowi-t/

... JAKŻE JA DUMNA JESTEM Z TEGO, ŻE FUNKCJONUJĘ W TRYBIKACH TEJ MASZYNY jako pracownik maluczki, ale zawsze mam bliżej do IDEAŁU niż inni.
Krakówkowi przydałoby się wietrzenie. Ale tu niecka, więc cóż...taki mamy klimat.

wtorek, 21 lipca 2015

Kochajcie dziewczyny wróbelka...kochajcie do jasnej cholery !

Zeszłotygodniowa wyprawa do Warszawy nie tylko poskutkowała moim ostatnim wpisem na blogu o ofercie pracy, ale jak już Wam wspominałam, dużo lepszymi wrażeniami.
Pstrykając zdjęcia w subtropikalnym upale, snułam się ulicami stolicy z jęzorem wywalonym z tego gorąca jak u rasowego owczarka podhalańskiego. Nastała pora obiadowa. Mój brzuszek puszczał sygnały do upieczonego mózgu, że spada poziom glukozy, tak długo aż ten zaskoczył, a zmysł powonienia skierował mnie do knajpki z azjatyckim jedzonkiem. No dobra, takim azjatyckim na rynek europejski.
Zamówiłam mój ulubiony smażony makaron sojowy. Jeśli kiedykolwiek zostanę krytykiem kulinarnym kuchni azjatyckiej, to właśnie to danie będzie wieńczącym moją ocenę danego lokalu.
Usiadłam przy stoliku i popijając ice tea, czekając na kluchy, rozmyślałam o tym co robi teraz mój mąż...i że tak trochę smutno samej jeść posiłek...
Wjechał na stół mój makaron i "mówisz, masz" - jak to w starym smerfowym powiedzeniu...dosiadł się do mnie Sparrow the Bird i wspólnie jedliśmy kluchy z jednej michy.
Jakby tam był Sanepid, to by go szlag trafił i bez dopalaczy :D
Mistrzu Gałczyński, życzenie się spełniło...kochamy.




sobota, 18 lipca 2015

Oferta pracy LOL

Pomyślałam sobie kiedyś, gdy miałam nastrój refleksyjny o tym, co jeszcze mogę osiągnąć w swoim zawodowym życiu.
Z opcji interesujących mnie, przerobiłam wszystkie. Z tych, które ewentualnie mogłyby stanąć przede mną otworem - a mówię o tych związanych ze szkolnictwem publicznym, żadna mnie nie interesuje. Chyba, że Minister Edukacji nie będzie wybierany z klucza partyjnego, tylko według praktycznej wiedzy i sprawdzalnych umiejętności...hahaha, wiem już taki Jeden, który chadzał po Poroninie i taki Drugi, kudłaty spisali założenia utopii. Nie będę Chłopakom robić konkurencji.
Tak czy inaczej, jestem wyznawczynią idei, że pracę co jakiś czas trzeba zmieniać, bo człowiekowi zasiedziałemu w jednym miejscu przestaje prawidłowo funkcjonować układ krążenia, prostuje się kora mózgowa, a czasem nawet zanika, a co najgorsze - dupsko wrasta w stołek. Żadnego z tych objawów nie chcę u siebie widzieć. Wystarczy, że widzę w bezpośrednim otoczeniu.
Puściłam więc w eter info, że dorosłam do zmian.
Nasz rynek pracy jest baaaardzo specyficzny, co mnie jako po części HR-owca nie cieszy, ponieważ reguły nim rządzące tylko z pozoru przypominają te ogólnie obowiązujące w Galaktyce.
Dostałam zaproszenie na rozmowę w sprawie pracy. I chociaż mam wielką ochotę po swojemu, wywalić "kawę na ławę", wybaczcie - pozostanę nieco tajemnicza.
Instytucja szacowna, z tradycjami. Zajmująca się pracą z młodzieżą, mająca statutowo kształtować postawy i rzeźbić charaktery. Cele piękne, idee wzniosłe, nagrody przyznawane i ...jeb !
Warunki pracy i płacy, nawet nie powiem, że z Kosmosu...
Chcąc z nimi pracować, muszę przejść na urlop bezpłatny w swoim miejscu pracy, a u nowego zleceniodawcy nie pobieram wynagrodzenia !!! Bo zleceniodawca zamiast kasy, funduje mi niezapomniane wrażenia i opłaca ubezpieczenie...w zamian za możliwość zobaczenia miejsc powszechnie dostępnych w ofercie średniej klasy biura podróży i zapierniczanie około 16 godzin na dobę.
Mili moi, jeśli będę miała kaprys przewiezienia się w miejsca egzotyczne, to będę leżeć brzuszkiem do góry, sącząc schłodzone drinki, w towarzystwie takim, jakie mi będzie odpowiadać. A jak się chce mieć fachową kadrę, to trzeba jej uczciwie zapłacić za pracę, wiedzę i kreatywność a nie zasłaniać się górnolotnymi ideami, a już na pewno należy cofnąć się do zajęć z etyki biznesu.
Ale nie uważam tego dnia za stracony, o nie, nie.
Warszawa jest dla mnie super /co mnie jako Krakowiankę z wyboru i prawie z urodzenia/, przeraża i napawa niepokojem przejawiającym się gęsią skórką na karku. Mam tam swoje ulubione miejsca, do których zaglądam i w których bardzo dobrze się czuję. Są i takie, które odkrywam podczas wypadów trasami nie-powszechnie-uczęszczanymi.
Kto wie, co przyniesie przyszłość ?










Focie : handmade :)



wtorek, 14 lipca 2015

Nǐ mén hǎo

Nǐ mén hǎo, jak napisałam.
Wcięło mnie ostatnio dość konkretnie i z premedytacją zaniedbuję bloga...
No bo co można robić w czasie belferskich wakacji. Można nic i tak właśnie narodowi kojarzy się nauczycielski zawód. Z nic nierobieniem, bo niby co to za robota przez 18 godzin tygodniowo i jeszcze wolne wakacje, ferie i innych Wszystkich Świętych...Ja tylko pytam, kto tak twierdzących uczył w szkole ? I kółeczko nam się zamyka, kończąc na dzisiaj rozważania w tym temacie.
Można za uciułaną kasę jechać nad jakieś morze albo inne bajorko śródlądowe i wylegując się na słoneczku, czekać aż nas zeżre czerniak za czas jakiś. Można oddać się nadrabianiu zaległości czytelniczych, oczywiście ta opcja nie wyklucza bytowania nad bajorkiem itd. Można...
Mnie się zachciało uczyć. Trafiłam na pierwszą edycję szkoły letniej studiów azjatyckich IBiDW, w krakowskim "Konfucjuszu", gdzie pilnie ale i z dawką humoru, spełniam jedno ze swoich marzeń - uczę się chińskiego i tego wszystkiego, czego o mojej ukochanej Azji nie wiedziałam.
Umiejętnościami pochwalę się za czas jakiś :D

 Zài jiàn !






Focie: moje, handmade :)
http://www.chinytolubie.pl/2015/05/chineasy-nowy-sposob-czytania-po-chinsku.html

sobota, 11 lipca 2015

B41 rządzi na CM UJ !!!

Moja Elitarna Grupo B41...
...Ale zrobiliście mi niespodziankę !!!
Tyle Was z pierwszej listy na medycynie w Krk.
Gratulacje Ludeczkowie i trzymam kciuki. Praca z Wami była prawdziwą przyjemnością.
A zbóje nam nie podskoczą, bo jeden za krótki, a drugi za gruby LOL.



środa, 8 lipca 2015

Jaka piękna katastrofa...

Tytuł nie do końca przesadzony. Dzisiejsza poranna burza narobiła wiele szkód i jak to w takich sytuacjach bywa, sparaliżowała skutecznie życie miasta na wiele godzin.
Serdecznie współczuję też tym, którzy ponieśli jakiekolwiek szkody.
Ale nie mogę powiedzieć, że ta burza nie była piękna...była.
Obudził mnie nad ranem wiatr. Spełzłam z antresoli i pełzłam na balkon, aby zabrać do domu moją kochaną daturę. Przewidywałam bowiem, że może odfrunąć.
W czasie, gdy podnosiłam roletę, wiatr się wzmagał i nagle usłyszałam ten dźwięk...ten, który zwiastuje tornado.
Wyrzuciłam wszystkie koty do drugiego pokoju, żeby wzorem Toto nie poleciały do Krainy Oz, wyszłam na balkon, zwinęłam do środka moją roślinkę...a potem stałam jak oniemiała, wlepiając wzrok w stalowoszare chmurzyska, przewalające się nad dachami kamienic i słuchałam tego ryku. Złowieszczego ale i hipnotyzującego. Nie dziwię się łowcom burz, że gnają za tornadami, ryzykując często życie.
Urok rozdrażnionej natury jest niesamowity i chociaż /i dobrze/ trąba powietrzna nie powstała, słuchałam jej zapowiedzi przez kilka minut z zapartym tchem.
...i tak sobie pomyślałam, że podobnie jak łowcy, mogłabym ryzykować.





Focia : http://wiadomosci.onet.pl/krakow/burze-spowodowaly-spore-utrudnienia-w-krakowie/sclkn1
Autor : Norbert Litwiński / Onet

niedziela, 5 lipca 2015

I`ll be back

Niedzielne, wczesne popołudnie. Żar nie leje się z nieba a chlusta parzącymi strumieniami. Na domiar złego BRAK TAKSÓWEK. W Królewskim Mieście, przy takiej pogodzie nie ma co liczyć na płatną podwózkę w czasie krótszym niż kwadrans...
A mnie się zamarzyło popołudnie z przyjaciółmi w klimatyzowanym kinie.
Po długich i ciężkich, złapałam taksówkę w stylu nowojorskim...no dobra, nie gwizdałam.
Korzystam z taksówek dość często i przy tej okazji taka moja refleksja...kochani Panowie Taksówkarzowie, płacę za podwózkę i proszę nie pytajcie mnie gdzie macie skręcić i przez które rondo jechać. Po pierwsze za taką usługę nie zapłacę, albo zapłacę 1/3 ceny tylko za paliwo, bo za znajomość miasta i jego topografii w czasie rzeczywistym już nie. Po drugie, jak się sobie przyglądam, to nie przypominam w wyglądzie GPS-a. Po trzecie, wywlokę za bety zza kółka i sama się podwiozę, choć nie mam prawa jazdy...wrrr.
Ale wybaczam wspaniałomyślnie. W końcu miało być miło i było.
Galeria powiała chłodem i rozwianym włosem polskiej celebrytki. Nie, nie wybraliśmy produkcji z jej udziałem, a wybraliśmy film z nieco bardziej komercyjną obsadą. Klasyczne mordobicie z efektami bardzo specjalnymi pod tytułem " Terminator: Genisys".
Nie zawiodłam się, aczkolwiek pogubiłam się nieco w wątkach zaprzeszłych i przyszłych, czemu sprzyjał upał i nadwyrężone przez niego chłodzenie mózgownicy. I nigdy, przenigdy wcześniej nie uśmiałam się na tego typu filmie /z Norrisem się nie liczy/.
Brawa Panie Gubernatorze, za dystans do kreowanej postaci i siebie samego. Jakoś moja ciasna główka nie wyobraża sobie takiego podejścia większości rodzimych aktorskich VIP-ów, no może z wyjątkiem gwiazd pokolenia Jana Machulskiego albo Janusza Gajosa.
Polecam i film sam w sobie i klimatyzowane pomieszczenia w taki upał.
I`ll be back, powiedział Arni...i powrócił, z tarczą.


Focia: http://www.theterminatorfans.com/multimedia/terminator-genisys/fan-art/

sobota, 4 lipca 2015

Damska torebka

- Kochanie, gdzie masz moją ładowarkę ? - zapytał Pan Baran.
Miałam jego ładowarkę w swojej torebce, bo jak to zwykle bywa podczas wyjazdów krótszych bądź dłuższych, w celu ograniczenia bagażu, wciskamy wszystkie potrzebne rzeczy gdzie popadnie ale nie bez sensu, tylko metodycznie. Tak więc, rzeczona ładowarka Pana Barana wylądowała w mojej torebce.
- Weź sobie z torebki...
I się rozpętało.
- Ale gdzie z torebki ?
- Torebka leży na krześle i jak sięgniesz do środka, to ładowarka będzie w tej małej zasuwanej na zameczek kieszonce po prawej.
- Ale tam nie ma kieszonki - stwierdził mój mąż z takim przekonaniem w głosie, jakby dał sobie odciąć za tę tezę oba kciuki.
- Jak to nie ma jak jest - w takich sytuacjach zaczynam "gotować" bez ostrzeżenia, bo co mi ignorant będzie podważał znajomość topografii własnej torebki.
- Odwrotnie ją trzymasz, obróć a kieszonka Ci wyjdzie po prawej - warknęłam.
I torebka wylądowała na moich kolanach.
- No to daj ładowarkę...
Sięgnęłam i wyciągnęłam ładowarkę.
- Bo ja się gubię w tej Twojej torebce - mruknął uradowany Pan Baran.
Damskie torebki gryzą facetów po palcach. Boją się ich jak ognia piekielnego, przynajmniej Ci faceci, których znam.
Szukając czegokolwiek w takiej torebce czują się jak saperzy na polu min przeciwpiechotnych, zalewając się zimnym potem przy każdym wykonanym ruchu.
A przecież my kobiety, mówiąc "poszukaj w mojej torebce Kochanie..." dajemy wyraz najszczerszego zaufania partnerowi.
Nie mogę nie przyznać facetom racji, że są nieco zdezorientowani. W dziewczyńskich torebkach, panują odmienne zasady od tych przyjętych powszechnie we Wszechświecie. Można tam znaleźć czarne dziury, labirynty nieprzebyte, tajne wejścia do króliczych norek, drobne monety pod podszewką, szminkę, pilniczek do paznokci, ten który gdzieś się zapodział w zeszłym roku, miętówkę trochę rozbabraną, chrupki dla kota, klucz trudno powiedzieć do którego zamka, karteczkę samoprzylepną z numerem telefonu do... chyba hydraulika i w moim osobistym przypadku, taśmę stolarską automatycznie zwijaną oraz sterylne plasterki z opatrunkiem i od czasu do czasu nożyk do tapet.
Panowie, nie bójcie się tego naszego tajemniczego świata, jego znajomość ułatwi życie nam wszystkim.
...a właśnie gdzie jest moja komórka ?









Focia : http://www.demoty.pl/damska-torebka-nie-jest-po-to-zeby-cos-w-niej-znalezc-47638