Tytuł nie do końca przesadzony. Dzisiejsza poranna burza narobiła wiele szkód i jak to w takich sytuacjach bywa, sparaliżowała skutecznie życie miasta na wiele godzin.
Serdecznie współczuję też tym, którzy ponieśli jakiekolwiek szkody.
Ale nie mogę powiedzieć, że ta burza nie była piękna...była.
Obudził mnie nad ranem wiatr. Spełzłam z antresoli i pełzłam na balkon, aby zabrać do domu moją kochaną daturę. Przewidywałam bowiem, że może odfrunąć.
W czasie, gdy podnosiłam roletę, wiatr się wzmagał i nagle usłyszałam ten dźwięk...ten, który zwiastuje tornado.
Wyrzuciłam wszystkie koty do drugiego pokoju, żeby wzorem Toto nie poleciały do Krainy Oz, wyszłam na balkon, zwinęłam do środka moją roślinkę...a potem stałam jak oniemiała, wlepiając wzrok w stalowoszare chmurzyska, przewalające się nad dachami kamienic i słuchałam tego ryku. Złowieszczego ale i hipnotyzującego. Nie dziwię się łowcom burz, że gnają za tornadami, ryzykując często życie.
Urok rozdrażnionej natury jest niesamowity i chociaż /i dobrze/ trąba powietrzna nie powstała, słuchałam jej zapowiedzi przez kilka minut z zapartym tchem.
...i tak sobie pomyślałam, że podobnie jak łowcy, mogłabym ryzykować.
Focia : http://wiadomosci.onet.pl/krakow/burze-spowodowaly-spore-utrudnienia-w-krakowie/sclkn1
Autor : Norbert Litwiński / Onet
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz