wtorek, 14 lipca 2015

Nǐ mén hǎo

Nǐ mén hǎo, jak napisałam.
Wcięło mnie ostatnio dość konkretnie i z premedytacją zaniedbuję bloga...
No bo co można robić w czasie belferskich wakacji. Można nic i tak właśnie narodowi kojarzy się nauczycielski zawód. Z nic nierobieniem, bo niby co to za robota przez 18 godzin tygodniowo i jeszcze wolne wakacje, ferie i innych Wszystkich Świętych...Ja tylko pytam, kto tak twierdzących uczył w szkole ? I kółeczko nam się zamyka, kończąc na dzisiaj rozważania w tym temacie.
Można za uciułaną kasę jechać nad jakieś morze albo inne bajorko śródlądowe i wylegując się na słoneczku, czekać aż nas zeżre czerniak za czas jakiś. Można oddać się nadrabianiu zaległości czytelniczych, oczywiście ta opcja nie wyklucza bytowania nad bajorkiem itd. Można...
Mnie się zachciało uczyć. Trafiłam na pierwszą edycję szkoły letniej studiów azjatyckich IBiDW, w krakowskim "Konfucjuszu", gdzie pilnie ale i z dawką humoru, spełniam jedno ze swoich marzeń - uczę się chińskiego i tego wszystkiego, czego o mojej ukochanej Azji nie wiedziałam.
Umiejętnościami pochwalę się za czas jakiś :D

 Zài jiàn !






Focie: moje, handmade :)
http://www.chinytolubie.pl/2015/05/chineasy-nowy-sposob-czytania-po-chinsku.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz