Spełniłam obowiązek przytulającego i zapadłam w lekka drzemkę do 7.00.
Wtedy na arenę, czyli kawałek chodnika pod moim oknem raźnie wkroczyła Ekipa Panów z Młotem Udarowym, zaprzepaszczając skutecznie marzenie o sennym marzeniu.
Cóż było robić...2 kawy, czyli w moim wypadku "brudne wody"/czyt. kawa amerykańska/ i mogłam powlec się do wydawnictwa, gdzie czekały mnie poważne biznesowe negocjacje.
Jakoś ogarnęłam i wróciłam na obiad do domu, który wibrował w posadach od pracy młota udarowego.
Po obiedzie, kiedy to podniósł mi się poziom cukru we krwi i mój mózg stwierdził, że fajnie byłoby zaliczyć przysłowiowe "pół godzinki dla słoninki", zadzwoniła zaznajomiona Pani z Urzędu z zapytaniem iście filozoficzno - retorycznym à propos zamiatania spraw pod dywan przez Urzędników...
Nie powiem, po takiej rozmowie skoczyła mi adrenalina, poprawiłam kawą, a młot udarowy tłukł się dalej...Powolutku, acz skutecznie zaczynałam przypominać postać kreowaną przez Michaela Duglasa w filmie "Falling down", po naszemu "Upadek".
Zebrałam się i poszłam do parku.
Odreagowałam, ale teraz padam na twarz. Jutro będzie syndrom "the day after" ale zapasowy mózg w słoiku jest.
Dobranoc.
Focia by : https://www.pinterest.com/pin/136515432426159672/
A ta druga, nie wiem :)
Miłego dnia... Tekst przeczytałam z przyjemnością aczkolwiek ze współczuciem :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję :)
OdpowiedzUsuń